Strasznie w nocy i rano wiało. Wielkie krople deszczu waliły nad ranem we mnie i w rośliny. Czyniąc hałas i rozgardiasz. Koty pochowały się gdy pogoda zmieniła się. Choć kotłowniany kocurek i leśniaki zjawiły się.
Synkowie ,po wypuszczeniu na pokoje

dziczą się. Takie mruczaki i miziaki były a teraz wolą towarzystwo innych futerek. Lewusek jakby lepiej. Choć rano zastrzyki poszły. Aż mąż mnie umarł na rękach

z bólu, gdy kot go drapnął. Strasznie delikutaśny robi się na stare lata.
Fibak unika mnie jak ognia. Spyla aż kurz idzie. Martwi mnie to bardzo. Dzika dzicz z niego a bez
naszej półki nie jestem w stanie pomiziać się z nim. Syczy i warczy widząc mnie. Ja jestem ta złą co go kuła, ścigała do tabletek, przymuszała do pieszczot, pakowała w transporter ...
Rano jego siostra/brat był na dachu garażu. Czekał na śniadanie. Malutki też jest. W sobotę i niedzielę łapię w garażach. Został on i matka. Jeśli się nie wyniosła bo jej nie widuję. Fibuś, gdyby był większy/zdrowy w chwili złapania, poszedł by do kastracji i wrócił na wolność. Nie wiem czy się oswoi. Choć cuda bywają. Teraz nie zna innego życia niż dom ,ciepło, pełna miska. Martwi mnie to ,że z jedzeniem jest kłopot. Do kuchni nie przychodzi. ewentualnie nerwowo zagląda. Gdy idę z miską ucieka jakbym go wrzątkiem chciała polać. Trzeba z gówniarzem cackać się i sposobem stawiać żarcie. potem pilnować by konkurencja mu nie zeżarła. Przed Rudzią,
zapędzałam go na drapak, i tam stawiałam katering. Włażąc na wysokość i ciumciając go. Fibuś bardzo lubi głaski. Bardzo. Tylko jego obawy przerastają jego przyjemności. Żył z dala od ludzi. Jedyne odgłosy ludzkie jakie znał to otwieranie bram garażu i odległych tenisistów. Synkowie znali mnie i ich obawy były zdecydowanie mniejsze.
Rudzia trwa. Płacze i nie płacze. Czas ciszy jest jednak dłuższy. Zależy od jej humoru. Prawie nie rusza się z jednego miejsca. Ma miękkie posłanko. Ale dulczy na podkładach w rogu klatki. Mamy pewne osiągnięcia. Przy sprzątaniu klatki (wywróciła kuwetę i wszystko było na zewnątrz) nie zeżarła mnie.

"Głaskana" patyczkiem, delikatnie, długimi ruchami, z towarzyską pogawędką... rozluźnia się nieśmiało. Dziś jakbym delikatne mruczenie słyszała. Skuszona spokojem babonki chciałam ją dotknąć ręką i ... obudził się morderca z tysiącem pazurów i zębów

Ona nie zna innego życia. Spokoju, bezpieczeństwa, pełnego zawsze brzuszka, cieplutkich kocyków... Musi się nauczyć go i przestać się bać. Dziś nerwowe krzątanie TŻ-ta wyprowadziło ją deczko z równowagi. On zawsze czyni wiele szumu przy najprostszych czynnościach. Wynosił żwirek z jej pokoju i tak się telepał ,że i mnie szlag trafił. A co dziwić się kocicy?