
Dziękujemy ślicznie Cioci Ani za paczuszkę.
Koty już zszamały część.
Felixy nowe, mniejsze w innych opakowaniach. Jakby więcej galarety jest. Zamiast 4 paczek musimy otwierać 5. Inaczej nie starcza.
Niedziela. leżę i przysypiam. Po obiadku ciężko na żołądku. Sorruś wtulony mruczanda urządza. Z błogości wybudza mnie głos męża
Nie idziesz do kotów?! Już 16 dochodzi! Ten niby przeciwnik pilnuje godzin posiłków. Jeszcze bym zabyła
Zwlekłam się, zapakowałam plecak, poczekałam na Janusza bo zechciał iść ze mną. Poszliśmy na okrętkę by nie wleźć na Teresy. Kotów nie było ale ranne żarcie zjedzone. Na wołanie przyszła pod sam koniec wizyty Gabrysia. Schudła. Buzia malunia się zrobiła. Powdzięczyła się ,na prychała. Szybko wyszłam z terenu by mogła spokojnie zjeść. Tylko odczekałam by auta odjechały. Nie chciałam by widziano jak stara baba pod siatką czołga się.
Poszliśmy ku lasowi by koło spacerowe zrobić. wlazłam na Teresę Drugą. Nie było siły, trzeba było ukłonić się. Przeszła ale zawróciła zaczepiając mnie o koty. Była święcie przekonana, że je wzięłam bo znikły. Pytam ,dlaczego ja? Ja myślałam,że one skoro tak się interesowały a potem rodzina rozmyła się to przygarnęły wszystkie. Nie powiedziałam,że Gabrynię widuję.
Oburzyła się święcie, że ona nie jest od brania kotów. No i nie wytrzymałam. Wygarnęłam spokojnie wszystko. O paskudnym żarciu, mleczku skisłym, ciągłych wizytach, kręceniu się, zwracaniu uwagi na malce, opowiadaniu ...A prosiłam, przypomniałam, by tego nie robiły dla futer bezpieczeństwa. No i co? No i się zaparła wszelkiej bytności. Tylko raz były by dach zmontować i więcej ich noga tam nie stanęła. Nawet na moje stwierdzenie, że sama widziałam jak tam wchodziły, że ludzie widzieli i opowiadali.... NIE! To nie one to ktoś obcy! One NIGDY tam nie wchodziły!
Janusz zaczął się śmiać i ze stwierdzeniem ,że nie warto nerwów tracić, odciągnął mnie. Bo nie warto. Powiedziałam tylko na koniec (nie mogłam się powstrzymać) ,że ich winą jest zniknięcie dzieci i Gabrysi. Że mówi nieprawdę. Jeśli im coś się stanie/stało to są odpowiedzialne. Że jest mi przykro, bo ich postępowanie naraża rodzinkę. Mimo moich próśb i takich tam olały wszystko.
Ona nawet do swego mleczka się nie przyznała.
Szkoda słów.
Teraz się martwię ,że zaczną chodzić ponownie i rodziny szukać. Kruchy spokój