Dobra. Nie ma zamiany. Po tym co dzisiaj Ofelia odwaliła nie będę nikogo narażać.
Umówiłam Małą Czarną na randkę z panią wet. Podstepem cpanęłam ją na balkonie i niosę do łazienki, do kabiny prysznicowej, a ta w ryk - ratunku! Ofelia ruszyła za nami, z ogonem jak szczota i niedźwiedzim pomrukiem. Doszłam z kotem już wpitym w moje włosy (zaczęła uciekać w górę czyli na moją głowę), wsadziłam do kabiny, zamknęłam, idę po transporter. A ofelia rzuciła się na moją nogę!
Ślady mam. Jeden trochę boli. Ale przeżyję. Tyle że odrobaka na kark, wziętego na wynos, podam Ofelii raczej jutro. Jak obie się porządnie uspokoimy.
PS. Jako że nie dałam rady wsadzić Ciornej do jej transportera i musiała podróżować w Ofelkowym, to od razu kupiłam jej nową limuzynę. Też plecako-torba na kółkach, wygląda na łatwiejszą do załadunku.