tabo10 pisze:gusiek1 pisze:Marzenko, a może warto zobaczyć czy z pomocą Koterii można by teraz robić Belli sterylke, po zabiegu byłaby przdetrzymana? I wtedy gdyby domek byłoby ok (kcuki) to by poszła już obrobiona.
osobiście nie polecam teraz,ona dopiero była b.chora (antybiotyki,szczepienia)-musi dojść do siebie,doleczyć uszy,organizm wzmocnić się.
Jeśi faktycznie jest dodatnia-nie przeżyje wszystkiego na raz w tak krótkim czasie. Dodatkowo miziasty,domowy kot zamknięty non stop w klatce przez 7dni...stres zabija białaczkowców.
Przecież wiadomo ,że wszystko po kolei. Koteria jest opcją do rozważenia. Przetrzymanie jest dobre jeśli nie ma gdzie jej upchać. Poza tym w Koterii mają różne przypadki i ew komplikacje podczas zabiegu (felvik?!) nie będą problemem. Nie każdy wet radzi sobie ze ew zjazdem kota białaczkowego podczas operacji. Iwona tak. A p.Ania ma też duże doświadczenie.
Zawsze też można ich prosić o ogłoszenia, zachipowanie, kolejny test (paskowe robią ale o wiele tańsze niż w lecznicach-wiem bo korzystałam z obu opcji)....To jest płatne ale i tak mniej niż ogólnie.
Jeśli Bella faktycznie jest dodatnia to i zmiana domu może ją zabić szybciej niż kota "zdrowego". Trzeba go ograniczyć do minimum. Nie woziłabym jej. Tylko dostarczyła/wydała już po wizycie i np na zapoznawczej.
Bellunia może być dodatnia dlatego ważny jest pcr (do tego czasu trzeba ją uważac za białaczkowego) i ew wstrzymanie się z adopcją do czasu wyjaśnienia i obróbki kota. Tym bardziej ,że jeszcze wymaga doleczenia i grzebania przy niej. A będą to robiły obce osoby. Choć nie można mieć wszystkiego.
Zabieg kastracji jest obłożony wielkim ryzykiem. Jeśli przeżyje. Bo może odjechać na stole, za kilka-kilkanaście dni dostać FIPa , lub mieć poważne załamanie zdrowotne po zabiegu. Niestety, trzeba dom zawiadomić i uprzedzić o takiej możliwości. O tym, że muszą też uprzedzić weta o chorobie Belli i on musi być naszykowany. Zrobić muszą dodatkowe badania przed operacją.
Nie musi się stać powyższe ale może. Ludzie adoptujący malunią powinni być naszykowani. Tak jak powinni być naszykowani na rujkę. Stres może ją w każdej chwili wywołać. A ona nie musi być spokojna. Kotka może być uciążliwa, znaczyć teren, niszczyć meble i rzeczy, drzeć ryja, nie jeść i nie pić...Widziałam różne i nie życzę nikomu. Czy dom wyciszy ją umiejętnie czy odda kota mając dość ew uciążliwości? ! A uwierzcie, nawet najlepszy bywa różny. O tym też trzeba z nimi pogadać. By nie było zaskoczenia. Najlepiej wszystko umieścić w mailu by był ślad rozmowy. By potem nie było "a bo my nie wiedzieliśmy...)
Rozumiem,że czas pili. Ale ludzie adoptujący winni wiedzieć wsio co dobre i złe. Może winni pogadać z wetem jakimś fajnym (ja kieruję na rozmowę do swojej zawsze, a czy skorzystają to ich decyzja) o białaczkowcach. Przekieruj ich na wątek felvików na miau. Na fb są też grupy.
Naszykuj na wszystko co może się wydarzyć. Mają swiadomie podjąć decyzję.
Zawsze wole przedstawić czarny scenariusz by potem mieć czyste sumienie. Adopcja to ciężki stres dla DT, kota i nowych ludzi. Tutaj idzie, z założenia ,kot chory. Tym bardziej trzeba uczulić nowych opiekunów. Oni i tak będą szukać u ciebie wsparcia i pomocy. Jednak łatwiej rozmawia się o rzeczach już poruszanych. Małą może zyć wiele, wiele lat. Może sie nic nie wydarzyć. Jednak dla spokoju własnego sumienia, w trosce o dobro kota, trzeba być otwartym.
W umowie nalezy wszystko umieścić. Każdą informację, każde badania...