Widzę po raz trzeci w życiu taką sytuację, że pies zamknięty jest w kojcu i dosłownie zwariował, godzinami chodzi w kółko, aż jest wydeptany okrąg.
Po raz pierwszy widziałam to dawno temu i nie zareagowałam
Drugi raz widziałam to u sąsiadów w moim poprzednim miejscu zamieszkania. Nawet koleżanka kiedyś przyszła, patrzyła przez okno i skomentowała "ten pies to już na straty... totalnie sfiksował". Powiadomiłam miejscową interwencję do spraw zwierząt, przyjechali, sprawdzili i stwierdzili że wszystko jest w porządku, bo klatka ma 2 x 2 metry... Ja to rozumiem, ale oni go nie wypuszczali NIGDY.
Obecnie od kilku dni wynajmuję na działalność parter domu i na sąsiednim podwórzu widzę psa zamkniętego w kojcu zabitym dechami (jedynie w stronę właśnie tego domu w którym jestem jest zwykły płot), więc pies nie ma zupełnie żadnych bodźców, nie widzi ulicy. Kręci się w kółko. Obserwuję go od kilku godzin i ani razu się nie zatrzymał.
Dom jest zadbany, widać że ludzie mają kasę, a tu takie coś...
Byłam tu tez późno wieczorem i pies nie jest wypuszczany na noc.
Prosze, powiedzcie co mogę zrobić. Nie mogę na to patrzeć. Dlaczego TOZy itp, interesują się tylko fizyczną krzywdą zwierząt, a nie psychiczną?
Na pewno da się coś zrobić!
PS. Wolałabym bez propozycji że mam tam iść i pogadać z nimi. Piętro mojego domu zajmują ludzie od których wynajmuję i nie chcę im robić kłopotów.