Wczoraj szczepionka dojechała i mała Sonny trafiła do weta. Była grzeczna niesłychanie. Wyjęte zostały resztki nitek. Temperatura i gardło i płucka ok. Więc kuj poszedł. Waży 2,950 kg więc malunia jest. Nie wiedziała co się dzieje i zaczęła płakać już w gabinecie. Pierwszy raz słyszałam jej głos. Mocno się musiała wystraszyć. Odetchnęła z ulgą gdy trafiła na powrót do klatki. Koty, po takich wizytach i powrotach, zwykle otwierają się. Nabierają pewności, że wrócą "do siebie". Mam nadzieję ,że z nią też tak będzie. Na pewno deczko źle się czuje po zastrzyku. Nie zjadła nic z mokrego i suchego. Wody też nie piła. Dałam jej dziś rano tolfinę. Wygłaskałam.
Solo tak sobie. Niby doktorka nic się nie dopatrzyła. Fakt, brzuszek jakby pełniejszy. Ale może to nasze przewrażliwienie. Ciągniemy antybiotyk i p.zapalne. Jednak to nie ten kot. Coś się dzieje i mam nadzieję, że ogarnie się.
Uliś bardzo ładnie zareagował na antybiotyk.
Teoś też lepiej. Żebrak wychodzi z niego wielki. I wielki gaduła. Sorry go nie lubi "jak psa". Strasznie na niego krzyczy i klnie. Nie może patrzeć by pod nosem sobie nie przeklinać.
Ranek był ciemny, wilgotny, z bólem głowy. Ciężko mi się do dzików szło. Chyba widziałam Gabrysię. Chyba. Bo w latarki świetle trudno rozróżnić. W "jej" miejscu wątróbka nie ruszona. A ona ją uwielbia.
Gdy tylko zrobi się jaśniej , gdy tylko namierzę jej ew miejsce bytowania, gdy nie spitoli z niego ... to spróbujemy znowu łowić cholerę. Może się uda. To wielka spryciara. Już zmieniała teraz miejsce noclegowe jak przypadkiem ją nakryłam gdzie sypia.
Wszystko wskazuje na to, że jej dzieci (jak widać po tym co się wydarzyło u nas) mogą nosić jakiś wadliwy gen. Będą/mogą umierać.
Są jeszcze jakieś inne futra, mało spotykane, do odłowienia. Co wejdzie do łapki będzie moje. Mam w nosie czy to czyjeś czy nie. Może przyszły za żarciem. Może za schronieniem. Nie wpuszczane do domów, muszą dać sobie radę, by przeżyć. Jest na pewno jakiś kocur pełno jajeczny. Na kotłownianej stołówce capi jak cholera. Nie zawsze więc nie zawsze się pokazuje.
Bardzo teraz przychodzą nie regularnie wszystkie. Aura i pełne brzuchy (mam nadzieję) pozwalają im na odpuszczenie posiłków.
Za oknem , wśród deszczowego ciurkania, pokazały się właśnie duże płatki śniegu. Wolno spadają ,ślizgając się jak latawce.
Popierdoliło tą pogodę.
Wetka była bardzo zachwycona pokrowcem na transporterach. Dopóki nie miałam to nie wiedziałam, jaka to fajna sprawa.
Ewa, dzięki wielkie raz jeszcze.
