Jakoś tak wczorajsza informacja o śmierci piosenkarki Marii Koterbskiej przeszła bez większego echa. Smutne to, bo zostawiła trwały ślad w naszej kulturze i sercach ludzi. Miała kobieta klasę, nienaganną dykcję a przede wszystkim piękny głos. Nie doceniałam jej będąc podlotkiem, dla której jej melodyjne utwory były nudne. Deczko mnie złościło zachwycanie się "starych" gdy śpiewała. Śmieszyło to ,że nucono z uśmiechem wraz z nią słowa. Dreptano tanecznie stopami. Taka była nudna przecież. Stonowana na scenie nie dziczyła się. Nie ubrana jak gwiazdy jakie już do nas się wdzierały z tzw zachodu. Taka też bez gwiazdorskiej urody. O nie krzykliwym makijażu i loczkach mojej matki. Jakby jej wałki dopiero co ściągnięto i nie rozczesano. Trwała się kłaniała. NUUUUUUUUUUUUUda!!! Jak ja jej nie znosiłam. Do tego miała takie uporządkowane życie. Bez afer jakie inni wzbudzali dreszczykami emocji w nastoletnim sercu. Przełączałam ,gdy mogłam, kanał radiowy lub telewizyjny gdy pojawiała się.
Nawet nie wiem kiedy to się zmieniło. To moje nastawienie do Pani Marii. Nie wiem kiedy zaczęłam jej słuchać. A słowa jej prostych ale uroczych piosenek wpadły na me usta. Kiedy ja je zapamiętałam i zaczęłam śpiewać ? Kiedy zauważyłam jaki ma piękny głos? Jakie jej utwory są melodyjne? Kiedy i moje ramiona zaczęły dygać a takt?
Dalej jej
imidż nie pasił mi. Ale już nie wadził i nie drażnił. Taka była. I już. Wytrwale trzymała się swego stylu. Zaczęłam podziwiać ją i za to, że nie ulega modzie.
Inne, moje "młode" gwiazdy znikły już dawno z horyzontu. Nie pamiętam dziś ich twarzy, imion, utworów. Jeno mgliste wspomnienie zostało, że kręciłąm piruety zapamiętale w takt ich podrygiwań i wrzasków. Fajnie było. Tyle. Młodość.
Za to ile razy usłyszałam piosenki Pani Marii potrafiłam nawet po wielu latach zanucić słowa. I z wiekiem coraz większe rozrzewnienie mnie przy nich ogarnia.
Wczoraj zaś ogarnął mnie smutek. Odszedł wartościowy człowiek co moją młodość umilił (i starość też). Skończyła się pewna epoka. Bezpowrotnie.
Zostały jednak krótkie, muzyczne arcydzieła. Na wieki.
Tylko ja w pokoju pracowym żegnałam Panią Marię nucąc głośno, bez pardonu ,
Brzydula i Rudzielec.
Pani Mario, bardzo dziękuję za wszystko.
