To była chyba najzimniejsza noc. A Zaokienne nie chcą za bardzo w budkach siedzieć, choć mają i u nas, i na autokomisie, i dostęp do garażu gdzie podobno jest jakiś grzejnik. Korzystają czasem, niechętnie. Ratowaliśmy się zaokiennym kaloryferem

butelkami z wrzątkiem, włożonymi prostopadle do siebie pod kocyk (bo na parapecie kołderka i kocyk, żeby od blachy łapki nie marzły przy jedzeniu), tak, że tworzyło się między nimi a ścianą i oknem zagłębienie, akurat na dwa koty.
Wymieniałyśmy z administratorką te butelki jak tylko były mniej ciepłe, koty do północy się nie ruszyły. Dziś rano tylko zmieniłam wodę i dałam ciepłe jedzenie zaraz były, najadły się, a potem myły się i rozwalały brzuszkami do góry albo kładły łapki i tyłeczki na "kaloryferze". Ciepło od butelek idzie też w górę, mają taki ciepły kącik.
Daliśmy radę!
