Cześć Kochane. Przepraszam, że nie odzywam się od soboty, ale piekę, lukruję i pakuję pierniczki. I, prawdę mówiąc, padam już na pysio. Pierniczki mają trochę podreperować mój budżet wydany na Bastecikową sterylkę i to, co po niej się zadziało, a trochę miały być na kupno surowicy. Ale obawiam się, że tyle się nie uzbiera. A ja już zmęczona jestem okrutnie tym pieczeniem itd. Strasznie dużo pracy.
Bastecik ma się lepiej. Dziś już bez tolfy miała normalną temperaturę. Dziś też byłyśmy w DJ vecie na ponownym podaniu antybiotyku. I w sobotę raz jeszcze będziemy. A w piątek powtórne usg. Zobaczymy, z jakim wynikiem tym razem....
MaryLux, kajam się. Sorki, że nie oddzwoniłam, i nie odpisałam na pytanie o to, kiedy będę w DJ vecie, ale... patrz punkt pierwszy. Padam na pysio...
Jutro muszę jeszcze wyslać chyba 9 kartoników pierniczków. To małe kartoniki, ale trzeba to wszystko zapakować pancernie itd.
Dyktaturo, na razie na pewno nie wezmę kociaków. Nie przy Bastet, która póki co musi mieć święty spokój, by dojść do siebie... Chyba, że by się trafiły takie całkiem malutkie, któych się nie zauważa, bo mieszkają w braplaście. Ale te starsze odpadają...

Dobrej nocki dla Was. Idę pakować dalej pierniczki...
