Nie było mnie 10 lat...
Tyle się zdarzyło, tyle się zmieniło.
Weszłam tu w z innych powodów, ale pomyślałam, że dla aamms powinnam napisać kilka słów.
Otóż Masza mieszkała u moich rodziców do lutego zeszłego roku, kiedy to rozsiany nowotwór kości zabrał jej siły. Do końca życia była oczkiem w głowie moich rodziców. Rozpieszczana jedynaczka. Tak bardzo ją kochali, że mama nie chce teraz innego kota, bo nie będzie nią... Cieszę się, że do nich trafiła

Ponieważ ja do dzisiaj dorobiłam się trzech córek, a Maszulka nie znosiła dzieci (jak się okazało przy okazji wizyt).
Mój wspaniały MCO Klusek odszedł w sierpniu tamtego roku na nowotwór jelita grubego. Bardzo późno zauważony, bo na RTG wyglądał jak treść jelitowa. Klusek z dziewczynami się dogadywał. Najbardziej lubił najmłodszą. Nic dziwnego, skoro pół ciąży słuchał jej przez brzuch, śpiąc na nim

Już nigdy nie będzie takiego samego, rudego, rozmruczanego, gruchającego, dobrze wychowanego kota w moim domu...
Aktualnie zamieszkała z nami kociczka MCO Cami

bo rasę pokochałam i już chyba nigdy się nie odkocham

Kotka jest kotem hodowlanym i w sumie weszłam na miau, żeby skontaktować się z MariaD, bo pamiętałam jej wątki o małych MCO
W związku z tym, że zawsze chciałam mieć psa, to do małej kotki od razu dołączył półroczny szczeniak Samoyeda. Okazało się, że jednak mój mąż, który psa nie chciał, jest panem przez duże P i pies woli jego

tak to jest właśnie. Weź sobie psa... Połączenie kota i psa poszło mi nadzwyczaj łatwo i z tego jestem najbardziej dumna

kochają się, ganiają, a pies jest baaardzo niezadowolony, że po kanapie, parapetach i stołach nie może.... i tyle u nas...