Wiecie co? Mózg ludzki to jest jednak kawał świni.
Poszłam sobie dzisiaj do marketu. Raz w tygodniu chodzę, więc jedną albo dwie torby mam. Zapomniałam sprzed budynku zabrać ichni wózek, więc po sklepie popylałam z ręcznym z groźbą taszczenia torby ze sklepu do samochodu. Przy kasie samoobsługowej zorientowałam się, że z jednego z artykułów zgubiłam etykietkę (nie wiem, jak pani na stoisku ją przykleiła, chyba na słowo honoru). Wszystko pozostałe już wbite ka kasę, przeniesione do strefy pakowania (skąd oni te nazwy biorą

). Co robić? Pytam panią z obsługi. Pani dość niegrzecznie odburknęła, że trzeba smarować jeszcze raz na stoisko i ona za mnie tego nie zrobi. Fakt, zadałam może pytanie nie z gatunku najmądrzejszych, ale nie trzeba przecież od razu prezentować najczarniejszych zakamarków swojej sfrustrowanej duszy.
Wpadłam więc na pomysł, że zapłacę, spakuję do toreb i wrócę na stoisko, a potem zapłacę tylko za ten jeden artykuł. Zapakowała torby do koszyka, a pan z ochrony krzyczy mi z daleka, że "te koszyczki to zostawiamy". Tym razem ja się popisałam, bo też odburknęłam, nie wybieram się jeszcze na zewnątrz.
Poszłam na stoisko, wróciłam do kasy, zapłaciłam i... pomaszerowałam
z koszyczkiem do wyjścia. Pan szczerze rozbawiony: no mówiłem przecież, że koszyczek zostawiamy.
Jakim cudem on przeżył to starcie ze mną, pozostanie dla mnie zagadką. To była jakaś złośliwość losu/mózgu, że jednak zapomniałam zostawić koszyczek.
