MalgWroclaw pisze:Jak się czujecie?
Zimno bardzo. Aż nierzeczywisty jest świat wczesnym rankiem. Gdy skrzący się szron łyskający w świetle lamp miesza się ze świergoleniem ptaków. Głośnym, czystym i z wielkim zapałem wydobywającym się z małych gardziołek. W ciemności nocy niesie się ich śpiew i skrobanie szyb aut. Paranoja.
Za płotkiem Mamuśki czekał biało-czarny kot. A w krzaki zwiał nowy (raz go dopiero widziałam) czarny ze srebrnym nalotem. Deszcz i mróz przywiały koty na jedzenie. Dałam Mamuśce, Rudemu i biało-czarnemu. Dużo licząc ,że uciekinier dojdzie. Poszłam karmić resztę. Wracając widziałam znowu tego podpalanego czarnego odbiegającego od misek. Pewnie czekał w bukszpanach na mój odwrót. Dołożyłam żarcia i poszłam do domu. By pod swoim blokiem zauważyć biegnącego biało-czarnego pod murem. Nie szłam za nim bojąc się ,że przez ulicę mocno już ruchliwą, przebiegnie. Ale zauważyłam jego lewą nożynkę z czarną plamką. Czyli to ten sam co w lesie bytuje. Po co szedł taką "dziwną" drogą na tzw swoje?!
Sezon telefonów/zapytań Yodowych trwa. Szlag mnie trafia ,że na ogłoszenia odpowiadają takie głupieloki co to czytanie ze zrozumieniem mają w doopie. O kulturze dzieńdobrowej i przedstawieniu się zmilczę. Na tekst który zaczyna się od słów "nie dzwoń jeśli..." dzwoni paniusia/paniuś co to kota np w lesie chce wypuszczać. Tak można wymieniać. Bo najważniejsze jest by wdać się w dyskusje ze mną i na chama swoje racje wcisnąć. Nie pomaga krótki tekst, że warunki adopcji nie podlegają negocjacji. Podlegają wedle nich a ja jestem durna niesłychanie ,że odrzucam takie intratne propozycje. Każdy miał tabuny kotów, każdy je zna, wie jak postępować...
Pani co dzwoniła do mnie po 21,30 ,nie przygotowana w ogóle, była zdziwiona ,że tak późno jest ale wie pani ma pani koty... Usprawiedliwienie. Podjęła snucie opowieści jak to koty nie lubią drugich kotów. Bo nie doczytała ,że Yoda nie pójdzie na jedynaka. O nie wychodzeniu i zabezpieczeniu nawet nie wspomniała. Ucięłam dyskusję, podziękowałam za zainteresowanie i rozłączyłam się. Z koniem kopać się nie będę. A paniusia jeszcze 10 razy wydzwaniała (wrzuciłam wreszcie jej telefon w ignory) i wysłała sms-a. Jej racja musiała być racjejsza. Tylko to ja mam kota i to ja rzundzem.