
Mój ostatni, Karmelek, też z adopcji, przyjechał z kołtunami i bardzo zaniedbanymi oczkami. Ale najgorsze, że nie nauczono go czesania. Wogóle był niedotykalski. Może tak już miał, bo wiem, że w swoim poprzednim domku był kochany. I po przyjeździe do mnie straaaasznie tęsknił. A mój kot, dominator mu życia nie ułatwiał. Po pewnym czasie Karmelek, to była duża kula kociej miłości. Odwzajemnionej oczywiście. I żyliśmy tak sobie prawie 12 lat. Ach, już go nie ma.