Niestety dobrych wieści brak

W południe byłam w lecznicy. Pan dr rozłożył ręce.
Na RTG płucka zalane, nie widać serduszka, jedynie napowietrzona tchawica i mały płata zaraz przy niej, reszta płuwa. Brzuszek czysty.
W ogóle wizyta była drętwa i mało sympatyczna, a ja straciłam do niego resztki szacunku, które mi zostały i już nawet zaczęłam myśleć, że jest wartościowy. Szybko sam sprowadził mnie na ziemię i pokazał ile jest wart. I niech chodzi o Sami, spędziałm w gabinecie godzinę, ale po kolei.
SAMI
Nie da się tknąć i jest PRZEKONANY, że to fip i że dla niej ratunku już nie ma, że
możemy tak w nieskończoność dawać jej leki, a jak przestaniemy wszystko wróci. Może i tak, ale....
Mycoplasma -
nie, bo bierze doxy 5 dni więc by pomogło, anemii nie maPasożyty w płucach -
no może..... ale badanie kupy NIE bo po coŚciągnięcie płynu z płuc (tak robi prawie każdy) NIE
Pobranie choć odrobiny płynu do badania żeby była jasność - NIE
To na pewno ffip, bo kotka jest obciążona genetycznie. I na nic moje gadanie, że miałam niejeden miot, gdzie 1 umierał na fip, a reszta żyje do dziś i ma się świetnie.
W końcu był już mną bardzo zmęczony i chciał żebym sobie jak najszybciej poszła, wzięłam kota na ręce i zadałam pytanie:
CZY TEN KOT W TAKIM STANIE JAKIM JEST MA WSKAZANIA DO EUTANAZJI ? CZY UŚPIŁ BY JĄ PAN TU I TERAZ ?
ZMienił ton i wrócił na tory myślenia, ale też nie do końca.
Zaproponował mi -
albo podajemy furosemid+ doxycykline+steryd (już nie w dawce immunosupresyjnej, bo podobno drugi raz nie można, tylko w mniejszej), albo Interferon. Kazał mi zdecydować.
Wybrałam zestaw ze sterydem bo bałam się, że jak go nie poda to mi się kot do rana udusi.
Przeczytał mi całą rozmowę z prof. chorób zakaźnych z Lublina, z którym na jej temat rozmawiał , ale w tej rozmowie pan prof. nie stawiał na fipa, rozmowa była raczej czym i jak leczyć i że interferon w 40% przypadków pomaga.
To, że w badaniu krwi nic nie wskazuje na fipa, to jeszcze nic nie znaczy. To PO CO do k....nędzy robił te badania, żeby się przekonać, że ma rację i nie wyszło ?!
No i się zaczęło !
Jeśli nie wiadomo o co chodzi tzn że chodzi o ..... KASĘ prawda ?
Że
ona już interferon dostawała wcześniej, że
to całe leczenie to straszne koszty, sam interferon 3 stówki, a trzeba 2 ampułki to razem 6 itp. itd, itd.
To se myślę - AAAAAA TU CIĘ MAM !!!
Sami jest leczona na koszt OTOZu, a że nie miałąm jej gdzie wziąć jak ją znalazłam, to wylądowała w lecznicy i myślałam, że się uda, ale się nie udało.
Musiał rozmawiać z kimś stamtąd, bo gadka, że
on sam też musi patrzeć na koszty, że ten kot pochłonął już przeszło 6 tysięcy i takie tam gadki szmatki.
Ale najlepsze dopiero przed nami :
Mówi -
zrozumiałbym jakby to był pani kot, przez lata się człowiek przywiązuje, ale sami jest tylko na tymczasie, to bezdomny kot, niczyj. Coś jeszcze ględził ale do mnie już niewiele docierało, czułam jak się nogi pode mną uginają. I jeszcze taki tekst trochę w złości, żę -
te koty to jego największa pomyłka, że powinien je już dawno przestać leczyć i że kolejny raz na pewno tego nie zrobi. Wiedział, że to "moje" koty więc wziął sobie za punkt honoru, bo już kiedyś wykończył mi 3 kociaki, więc nie chciał żeby mu te koty umarły, bo wiedział, że nie odpuszcze i będę dociekać.
No to ja też sobie pozwoliłam i powiedziałam, że TEN KOT JEST MÓJ I TAK MA GO TRAKTOWAĆ. Że podpisze jak trzeba umowę adopcyjną i będę go leczyć do końca ( choć tak szczerze to nie mam grosza na takie leczenie) Że sama sobie zapłacę za ten interferon 6 stówek jak będzie trzeba.
Jezuuuu, jaka byłam wściekła, myślałam, że tam wybuchnę.
I tak zeszliśmy na rozmowqę o GS. Oczywiście, że wie, wszystko o tym wie, zna nawet panią dr, która jako pierwsza zaczęła to sprowadzać i podawać kotom, ale .... NO WŁAŚNIE -
TO STRASZNY KOSZT< STRASZNE TYSIĄCE i wcale nie gwarantuje wyleczenia. I gadka - wie pani ile za te pieniądze można by kotów wyleczyć. Takich, które wyjdą na prostą, będą zdrowe, znajdą domy, przecież pani opiekuje się kotami bardziej niż inni to pani wie.Znów mnie zmroziło.
To ja mam nie leczyć kota, bo jest bardziej chory niż inne? Ten bardziej chory nie zasługuje na leczenie, tylko te mniej chore ? Tego mam skazać na śmierć tylko dlatego, że jest BARDZIEJ CHORY i WIĘCEJ KOSZTUJE ? To tylko bezdomny kot ! Jest na tymczasie to nie powinnam się do niego tak przywiązywać. On jest tylko na chwilę.
Wróciłam z Sami do domu. Czuje się źle, leki które podał niewiele pomogły. Duszność się utrzymuje, rano mam podać kolejną porcję leków. Nie zjadła nic już drugi albo nawet trzeci dzień. Zmiksowałam gotowanego kurczaka - liznęła. Zmiksowałam surowego kurczaka - liznęła, ale nie zjadła więcej niż łyżeczkę, a może i to nie. Nie wiem co jej dać. Przedtem jeszcze dawał mi w lecznicy witaminy i odżywki, teraz już nie, bo to przecież kosztuje i nikt nie będzie inwestował w bezdomnego, bardzo chorego, nie rokującego kota na tymczasie. Jutro coś zamówię, nawet nie wiem, co, poszukam, może przyjdzie zanim będzie za późno

Jestem w punkcie wyjścia. Zmęczona całą sytuacją . Nie mam innego weta, który miałby inne podejście. Jutro spróbuję uderzyć do mojej wetki, ale znam jej zdanie. Nie o bezdomnych kotach, bo akurat ona ma serce na dłoni dla każdego, ale o chorobie, o fipie itp. Też powie, że nie ma sensu

Na nią pod tym względem liczyć nie mogę, a reszta wetów u nas to totalna porażka.