Też tak mówiłam.  A potem Usia zachorowała na cukrzycę i musiałam opanować podawanie 2xdziennie insuliny... Z Sabcią było trudniej (musi dostawać steryd co 3 dni). Ale tu przełomem okazały się krótkie igły - widzę reakcję Sabci, ona wcale nie reaguje na taki zastrzyk, wyraźnie nie boli jej to i ten fakt ośmiela przy wbijaniu igły.  Kiedy robisz zastrzyk igłą 40 mm, musisz mieć wyczucie - wydaje się, że taka igła mogłaby kota przebić na wylot. A igiełkę 16 mm wbijasz po prostu w fałd skóry, naciskasz tłok  - i już  po wszystkim. Moja wetka, która wynalazła te igly, też teraz głównie takich używa. Zamawia się je w internecie - igły do iniekcji 0,8x16 (0,8 to standardowa grubość,  a 16 - długość). Opakowanie 100 szuk kosztuje ok. 6 zł plus dostawa. Naprawdę Cię namawiam - spróbuj!  Wiem po sobie, że warto, ja przez 17 lat twierdziłam, że nigdy kotu nie zrobię zastrzyku 

 Za pierwszym razem poproś o pomoc mamę, a potem zrobisz sama, zobaczysz!