mój niespełna 5-letni kot ma białaczkę. Zdiagnozowany został pod koniec lutego bieżącego roku. Po kilku seriach leczenia interferonem poczuł się lepiej, zachowywał się jak zdrowy kot i miał dobre wyniki, więc zaprzestaliśmy podawania leku. Niestety, 2 tygodnie temu jego stan się pogorszył. Coraz mniej jadł, cały dzień przesypiał w ciemnych kątach. Podaliśmy mu kilka dawek interferonu, który nie przyniósł efektu. Badania krwi wykazały silną anemię, miał fatalne wyniki. Jego krew była jak woda. Zdecydowaliśmy się na transfuzję, która nie przyniosła rezultatu. Dostał też steryd na wyhamowanie układu immunologicznego co również nie pomogło. Pani doktor, która się nami opiekowała bardzo walczyła o to, by pomóc kotu jednak te sterydy były jej ostatnim pomysłem na ratowanie zwierzaka. Zaproponowała żeby po prostu humanitarnie uśpić kotka, bo będzie z nim coraz gorzej. Obecnie jedynie pije kiedy zaniosę go do miski i siusia. Jest wrakiem zwierzęcia, taki biedny wychudzony. Ciężko dyszy po przejściu paru kroków, bo wirus zabija mu czerwone krwinki transportujące tlen. Jestem załamana. Kocham go nad życie i walczyłam o niego jak tylko mogłam. Oddałabym każde pieniądze żeby mu pomóc, ale medycyna jest już bezsilna



