Jestem po ogarnięciu tematu.
Wyruszyliśmy 8,20 wróciliśmy 15,15. Obowiązkowe siedzenie pod drzwiami. Umówiona byłam na 10 a weszłam chyba 10,45. Jestem 100% pewna ,że pani badaczka w gabinecie była i miała zakluczone drzwi. Sprawdzałam naciskając klamkę, pukałam nie tylko ja. Ale i mąż oraz inni ludzie. Po czym pani wyszła zdziwiona ,że siedzimy a ona czeka i czeka. Nic to. Weszłam. Badania (w skrócie pisząc w sumie trzy) trwały prawie trzy godziny. Do tej pory we łbie mi się kręci. Będziecie się ze mnie śmiać ale wzięłam rolkę ręczników i ...zapasowe gacie. Gdybym zaczęła produkować hafty masowo.

Sukienkę szmaciankę żebym mogła szybko ją zmyć. I by pot chłonęła jak gąbka.
Dzień wcześniej czytałam o tych badaniach opis w necie i sam tekst wywołał u mnie mdłości. Dotyczy to jednego VNG. Wiem, trudno uwierzyć ale już zaczęłam przygotowania do wymiotów, we własnej łazience i kibelku, zaraz po skończeniu czytania.
Dobra, wlazłam. NIKT by mnie już nie wyciągnął. Kilka słów. Kilka odpowiedzi na zadane pytania. Zostawiłam plecak pod krzesłem i zaczęłam tortury. Byłam tak pilna ,że w pierwszym badaniu słyszałam dźwięki i naciskałam guziczek mimo... że jeszcze kobieta nie zaczęła dźwięków puszczać.
Potem ruszyłam na VNG. W między czasie , gdym ja szykowała się na to umęczenie, weszła farbowana blondi, oszczyknięta z lakieru na paznokciach, bardzo cycata facetka co to (chyba) swą mamę pilotowała. Głośna, bezczelna i uważająca ,że ma prawo do wszystkiego. Długo trwało zanim się dogadały. Ona wyszła, spec wrócił mną się zająć. Potem mądra badaczka, w trakcie mojego męczenia, przerywki robiła na telefony. Otwieranie i zamykanie drzwi. Wpuszczanie, wypuszczanie... Koniec. Mam 20 minut odpocząć i przyjść na kolejne. Wychodzę więc. Oczywiście myląc drzwi. Nie gubię się w jednym pokoju. Kilka to już labirynt dla mnie. Do tego ta karuzela co nie ułatwia resztkom komórek pracy. Uprzejmie jestem prowadzona do właściwych. Sięgam po plecak. NIE MA! Pani nie wie co z nim. Nie widziała go. Może mąż wziął. Wychylam się. Janusz ma moje dobra. Ale...
Ale okazało się, że obdrapany cycoch wyniósł mój plecak. Janusz nawet pomyślał, że ma podobny do mojego. Położył go za krzesłami, wpychając go pod. Janusz, ciekawski bardzo, pomyślał ,że dziwne to. Wszystko inne osadziła na krzesłach. Każde na osobnym. Czyli mamę i dwie torby. Przyglądał się im. Nie miał co robić to się gapił. Po krótkich szamotaninach kobiety ruszyły do wyjścia. TŻ , gdy znikły, zauważył plecaczynę wciśniętą pod taborek. Złapał i chciał za nimi biec gdy... Otworzył go a tam moje rzeczy
Nikt ale to nikt nie powie mi, że moja rzecz została wzięta przypadkiem. Jeśli ktoś zgarnia tak czyjeś dobro(co mnie się zdarzyło bom gapa niesłychana) to wracam i oddaję. kajam się i wstydzę okrutnie. Gdy widzę nie zaopiekowane czamadany pytam ludzi czyje to. Pytam w gabinecie, kasie czy gdzie tam jestem. Tutaj wyjęto spod krzesła mój plecak (mógł być obsługującej gabinet kobiety) , bez słowa wyniesiono, zostawiono schowany na końcu rzędów krzeseł.W kącie. Wedle Janusza przypadkiem został, bo matka głowę zawróciła czepiając się o coś. Żądając natychmiastowego wyjścia. A może przestraszyła się ciekawskiego wzroku męża.
Nic tam nie było. "Tylko" gacie, ręcznik, kilka złotych, dowód, dokumentacja medyczna, karteczki z nazwami przyjmowanych leków. Dla mnie jednak same chorobowe papierki to ważna rzecz.
Jak to trzeba uważać. Złe ręce i czyny są w około nas. Nie myślimy o tym bo sami nie mamy takich ciągot.
Marzenko, dzięki za poznanie Ciebie.

Bardzo ale to bardzo się cieszę z osobistego całusa. Przepraszam ,że nawet Ciebie nie przedstawiłam Januszowi. Nie dałam pożegnalnego buziaka. Sezam gabinetowy otworzył się a ja wpadłam tam, tracąc głowę z radości.

Z Januszem sobie poradziłaś. Dzielna dziewczynka

Dzięki za leki i Convę. Już otwartą zagospodarowałam.
Tyle godzin to niepokój o Precelka. Był. Z gorączką 40,1. Tolfa. Kroplówka.
Teraz Janusz i Precelek śpią. Pierwszy ,zaraz po nocnej zmianie, zatargał mnie zdechlaka do ludzkiego weta. Wrócił padnięty. Z oczami na zapałki trzymanymi.
Drugi po lekach i kroplówce rozluźnił się. Drzemie wyciągnięty. Obudzi się to będzie dalsza część tortur.
Ja po lekach(mogłam je wziąć bo 3 doby przed badaniem musiałam wsio odstawić) , złapawszy pion i mniejszy odjazd, wyszłam nakarmić leśne koty. Fajnie się idzie trzymając płytek chodnikowych. Byleby były prosto ułożone. Zero odwracania głowy. Pochyły muszą być kontrolowane.
Nie ma to jak mieć prywatne wesołe miasteczko pod czachą.

Aaaa jestem prawie ekspertem w wytrzeszczaniu oczu i nie mryganiu. Wytrzymać trzeba minutę. W różnych wersjach wytrzeszczu. I należy gapić się w jeden punkt ,wyglądający jak czarna dziura. Co to zmienia się. Takie Solaris lokalne. Płynne wodzenie wzrokiem za punktem mi nie wyszło. Nie mam nic z płynu w sobie .