Pafcio nie wygląda dobrze. Duża się martwi. Pafcio jest urodzony na podwórku, z ludźmi miał mało do czynienia, czasem da się dużej dotknąć, np podać frontline na kark , ale ew.wizyta u weta i zaklatkowanie byłoby dla niego olbrzymim stresem , o wiele bardziej niż dla Migusi....
Uff, piątek, więc mogę wrzucić kolejny KĄCIK MUZYCZNY, tym razem o języku w operze. Kiedy Placido Domingo i Marta Ornelas pobierali się w Meksyku przed 57 laty, kariera wokalna Marty była o wiele bardziej zaawansowana, a Placido pełnił przy jej boku rolę "księcia małżonka". Młodzi szukali miejsca, gdzie oboje mogliby regularnie występować i wkrótce podpisali swój - jak się wydawało - wymarzony kontrakt z operą w Tel Avivie. Na miejscu okazało się, że miesięczne wynagrodzenie podano im w funtach, ale... izraelskich, nie angielskich i z przeliczenia wynikało, że za każdy występ będą otrzymywali... 16,5 dolara. Mimo to 2,5 roku spędzonych w tym teatrze dały im ogromne doświadczenie sceniczne, szalenie cenne, ale też obfitujące w zabawne przeżycia. Opera zatrudniała solistów z całego świata. Kiedy raz zachorował baryton, mający odtwarzać partię Germonta w Traviacie, w zastępstwie pojawił się Węgier, który deklarował, że zaśpiewa w języku oryginału. Okazało się, że zamierza śpiewać... po węgiersku. - Ale oryginał jest włoski! - zaprotestował Placido - Oryginał jest węgierski, bo w tym języku uczyłem się roli - odparł niewzruszony Madziar. Violetta była Niemką i znała swoją rolę tylko po niemiecku. Placido śpiewał po włosku, chór po hebrajsku... Na szczęście dyrygent potrafił zapanować nad tym lingwistycznym chaosem dzięki uniwersalnemu językowi muzyki. Nie mogę Wam zaproponować równie międzynarodowego nagrania, ale posłuchajmy po prostu Traviaty z Metropolitan Opera (z Ileaną Cotrubas i Placido Domingo). Libiamo!
No tak, ale to, co było do zaakceptowania w prowincjonalnym teatrze, nie mogło mieć miejsca np. w wiedeńskiej Staatsoper! Tymczasem jej dyrektor (1955-1964), Herbert von Karajan, pragnął realizować swą ideę Teatru Gwiazd, w którym tylko odtwórcy małych ról byli etatowymi pracownikami, a do wielkich partii angażowano czołowych artystów różnych narodowości. W tej sytuacji Karajan zdecydował, że opery będą wykonywane wyłącznie w języku oryginału. - Ale Maestro, publiczność.. Ludzie nie będą nic rozumieli... - zwracano mu nieśmiało uwagę. - To niech się uczą języków - odpowiedział obojętny wobec takich argumentów Karajan. A jego pozycja w Wiedniu - i w całej Europie lat 60-tych - była absolutnie dominującą. Kiedy zagroził rezygnacją ze stanowiska szefa Staatsoper, rząd austriacki zebrał się w trybie pilnym, aby zapobiec narodowej katastrofie. W drodze wyjątku pozwolono mu zachować zakazane od 1918 r. szlacheckie von przed nazwiskiem, przez co w Wiedniu funkcjonowali Otto Habsburg i Herbert VON Karajan. Tak więc w sprawie operowego języka oczywiście poddano się jego woli. Miało to swoje plusy i minusy. Pamiętam z czasów, kiedy opery śpiewano w naszych teatrach po polsku - byłam na spektaklu Fausta Gounoda, w którym partię Małgorzaty wykonywała znakomita artystka o dość obfitych kształtach. Kiedy w arii z klejnotami zaśpiewała: - Ach jak to cieszy mnie, że piękną widzę się... małolaty z jakiejś wycieczki zareagowały głośnym chichotem, ku mojemu strasznemu oburzeniu. Gdyby usłyszeli Ah! je ris de me voir si belle en ce miroir, to nie byłoby głupiego, przykrego dla artystki śmiechu. No to posłuchajmy arii Małgorzaty - tu w wykonaniu młodziutkiej, ślicznej Mirelli Freni. Małgorzata znajduje podrzuconą przez Mefista szkatułkę z klejnotami, nie może się oprzeć ich czarowi, zaczyna przymierzać, zachwyca się własną urodą w lusterku, przejęta tym, że nie jest już skromną dziewczyną, ale wygląda jak królewna...
Oczywiście, śpiewanie w oryginale zapewniało stylistyczną jedność operom, a - przy coraz częstszych występach zagranicznych artystów nawet w mniejszych teatrach - było chyba jedynym sensownym rozwiązaniem i szybko rozpowszechniło się w całej Europie. Z drugiej strony obcy język na scenie sprawiał, że dla przypadkowych widzów pierwszy kontakt z operą stawał się często ostatnim, bo po 2 godzinach niezrozumiałej akcji okraszonej nieznaną (a więc obojętną) muzyką kandydat na melomana mówił sobie stanowczo Nigdy więcej! Ale stale bywająca w teatrze widownia też miewała problemy np. przy operach komicznych. Ich dowcip umykał uwadze publiczności, z poważnym skupieniem słuchającej Cyrulika sewilskiego Rossiniego, czy Wesołych kumoszek z Windsoru Otto Nicolai. Proponuję teraz uroczą arię z Cyrulika sewilskiego o wszechogarniającej mocy plotki w życiu ludzi Fragment pochodzi z cudownego operowego filmu Jean-Pierre Ponnelle, śpiewa Paolo Montarsolo
Wybawieniem okazał się rozwój techniki, pozwalający na wyświetlanie nad sceną tłumaczenia libretta na miejscowy język. W transmisjach z nowojorskiej Metropolitan Opera możemy czytać nawet 2 rodzaje napisów - po angielsku i po polsku (osobiście wolę angielskie, bo wierniej oddają treść oryginału).Trudno sobie dziś wyobrazić np. film operowy w telewizji bez napisów tłumaczących każdą śpiewaną frazę. W Metropolitan Opera, może ze względu na międzynarodową widownię, zdecydowano się na zamontowanie przed każdym miejscem (na plecach poprzedzającego je fotela) małych ekraników, pozwalających wyświetlać napisy w wybranym języku. Jednak słyszałam, że nie wszystkim się takie rozwiązanie podoba, bo obserwowanie jednocześnie sceny i ekraniku jest trudniejsze niż obejmowanie wzrokiem napisów nad sceną. Na koniec ta sama aria o plotce ale z napisami. Przed arią mamy tu krótką scenę - Doktor Bartolo informuje Don Basilia, że zamierza poślubić swoją wychowankę Rozynę. Don Basilio ostrzega go, że do miasta przybył ukochany Rozyny, Hrabia Almaviva. Jednak Basilio obiecuje pozbyć się konkurenta, posługując się groźną bronia - plotką. Rozpuści o Almavivie takie kalumnie, że hrabia będzie musiał uciekać z miasta. Jako Don Basilio - Robert Lloyd.
Powiedzcie, czy nie przyjemniej się słucha rozumiejąc tekst?
Sabciu, Kitku, co u was? Ciociu Anna2016, duża mówi, że żadnemu kotkowi na podwórku nigdy nic nie podała na kark, bo to jest niemożliwe. I mówi, że ten kot i tak jest oswojony Pralcia
Pralciu, u nas tak sobie... Duża się martwi, bo wieczorem już nic nie zjadlam, a rano tylko polizalam trochę galaretki z saszetki winstona Niby kręcę się koło Dużej, pomiaukuję, ale jak coś mi daje, to nie chcę Sabcia
Pralciu , a ja ładnie zjadłem śniadanie Inne kotki też zjadły, tylko Sabcia nie Kitek
jolabuk5 pisze:Pralciu, u nas tak sobie... Duża się martwi, bo wieczorem już nic nie zjadlam, a rano tylko polizalam trochę galaretki z saszetki winstona Niby kręcę się koło Dużej, pomiaukuję, ale jak coś mi daje, to nie chcę Sabcia
Pralciu , a ja ładnie zjadłem śniadanie Inne kotki też zjadły, tylko Sabcia nie Kitek
jolabuk5 pisze:Pralciu, u nas tak sobie... Duża się martwi, bo wieczorem już nic nie zjadlam, a rano tylko polizalam trochę galaretki z saszetki winstona Niby kręcę się koło Dużej, pomiaukuję, ale jak coś mi daje, to nie chcę Sabcia
Pralciu , a ja ładnie zjadłem śniadanie Inne kotki też zjadły, tylko Sabcia nie Kitek
Sabciu nie martw Duzej, jedz koteńko
Na razie śpię na balkonie ciociu Cieplutko jest Sabcis
jolabuk5 pisze:Pralciu, u nas tak sobie... Duża się martwi, bo wieczorem już nic nie zjadlam, a rano tylko polizalam trochę galaretki z saszetki winstona Niby kręcę się koło Dużej, pomiaukuję, ale jak coś mi daje, to nie chcę Sabcia
Pralciu , a ja ładnie zjadłem śniadanie Inne kotki też zjadły, tylko Sabcia nie Kitek
Sabciu nie martw Duzej, jedz koteńko
Na razie śpię na balkonie ciociu Cieplutko jest Sabcis
Sabulku Skarbie maleńki, amciaj, proszę kochanie, choć jedną pastę za ciocię
Twoja Duża Sabuniu umie pięknie pisać o muzyce A Pafcio rano zjadł pół tabletki na ból, najadł się i poszedł w kierunku na ogródek. Wieczorem dostanie lek p.grzybiczy i saszetkę na ładną sierść - jak przyjdzie na kolację
Ciocie tak ładnie proszą, no to zjadlam 10 past zjadłam. Najpierw się wyspałam w sloneczku (było cieplutko!), a potem poszłam z Dużą na głaskalnicę (czyli drapak w kuchni) i tam zjadłam Ostatnio głaskalnica często jest jadalnią, Duża mówi, że to nie jest dobrze, bo jak tam wskakuję, to Duża nie wie, czy chcę jeść, czy głaskania i musi otworzyć pastę, zeby się przekonać Cieszę się, że Pafcio zjadł tabletkę, jak Ty to potrafisz ciociu?
Ciociu mir.ka, widzisz, ten sen w słoneczku był potrzebny A w ogóle ja rano zwykle nic nie jem, dopiero po poludniu Sabcia
MiauPS. Ciociu Anna2016, Duża się bardzo cieszy, że podoba Ci się to, co pisze o muzyce Duża nie jest specjalistą, ale się stara