Strasznie się boję. O ich zdrowie przede wszystkim. O zdrowie domowych futer. Milunia jest bardzo chora.
Boję się o to ,że jak zwykle nie w porę przyszły. Jakby była kiedyś lepsza pora.

Tutaj można poruszyć temat jaki często jest na miau trzepany. Że trzeba mieć hamulce wewnętrzne i zaprzestać przyjmowania kotów. Tak zwyczajnie postanawiam,że od dziś nie biorę niczego. Tylko jak, cholera jak, te hamulce u siebie uruchomić?! Mogłam nie odebrać telefonu. Wszak wiadomo, że NIKT z dzień dobry nie dzwoni. Mógł Janusz nie pójść. Tych "mógł" byłoby tysiące do uspokojenia siebie. Tylko co ja zrobię gdy wlazłabym na te dzieci gdy już by umierały? Podobno od rana chodziły, płakały, błagały o pomoc. "Ktoś" je wywalił w bardzo ruchliwym miejscu. Sklep jest czynny od 5-tej rano i ma klientów.Sama tam czasem chodzę wracając z karmienia. Koty co spokojnie na rękach można utargać. Bez walki i drapania.
Jestem ,jak zwykle, na siebie zła. A Janusz? A Janusz chodzi, tuli i gada do dzieciów. Siedzą w łazience. Ciemnej. Bez okna. Jak załatwię większą klatkę to tam trafią. Idę dać im krople. I kolejny zastrzyk.
Żebraczo będzie.

Kochani, jeśli ktosik dysponuje wolnymi środkami i zachciałby gówniarstwo wesprzeć, to będę wdzięczna za każdą tackę, dzieciowe chrupki... dla nich.

Bardzo, bardzo.

Marzenko, serdecznie dziękuję za Convę
