Stomachari pisze:kociołkowo pisze:nie dobiera na rozszerzonych źrenicach.
Jestem zdziwiona. Znam osobę, u której okulary dobiera się wyłącznie na rozszerzonych, inaczej nie ma sensu.
Nie dobiera bo na rozszerzonych źrenicach dziecko nie jest w stanie odczytywać liter, przez porażone źrenice widzi zbyt jaskrawo, badanie wychodzi jak najdokładniej w sensie odczytu wady, ale nie samego doboru szkieł. Dostaliśmy skierowanie do poradni leczenia zeza, optoptrystka właśnie tak mi wytłumaczyła fakt nie dobierania okularów przy porażonych źrenicach, szczególnie u dzieci gdy porażenie bardzo zmienia ich postrzeganie, Kuba np, mimo ulewy i ciemnych chmur nie mógł wyjść na zewnątrz bo płakał, że tak go "razi" aż boli bardzo. Dałam mu przeciwsłoneczne okulary a i tak mowił że nadal razi, odczyt literek to już kompletna porażka, ani jednej nie widział prawidłowo, nie wiem jak miałby mu dobierać szkła, bo jeśli na podstawie wady to raczej kiepsko, nie zaczyna się od najmocniejszych szkieł, bo mózg musi się "przestawić", nagła duża różnica może spowodować wiecej szkody niż pożytku. Kuba pierwsze 3-4 dni i tak nie mógł się ogarnąć, miał spore problemy z rzeczywistością, ale jak się cieszył. "Mamo ty wiesz, że kłóciłem się z kolegami, bo myślałem że mnie wkręcają, a naprawdę jest biała strzałka na szarej ścianie..." takie teksty do tej pory rzuca...
Nadal nie zgłosił się żaden potencjalnie dobry dom, ba nawet średniego brak, chętni to kompletni debile, choć to zbyt łagodne określenie, wszelkie granice zostały przekroczone, po dzisiejszym telefonie od faceta, który na dzień dobry stwierdził, że "jeśli nie znajdzie pani tym kotom domów, to może wziąć wszystkie dla....węża"
w pierwszej chwili zrobiło mi się słabo, ale w sekunde dostałam tekiego agresora, że facet chyba ze strachu nawet się nie rozłączył, tylko wysłuchał mojej wiązanki po czym oznajmił, że przeprasza ale chciał pomóc, by obie strony były zadowolone
Gdyby nie to, że cholernie ciężko obrobić dziadka i 15 kotów, zdjełabym ogłoszenia. Jednak nie wyrabiam, maleństwa już jedzą samodzielnie, kuwetkują i szaleją. Nadszedł moment wypuszczenia ich z ciasnego pomieszczenia. Tyle szczęścia, że rezydenci przyzwyczaili się do kociej mamy, miłości nie ma, ale polubili się prócz Lusi oczywiście, ta nie polubi żadnego kota poza nią samą. Przedszkolaki dostają nawet troszke mleczka od kociej mamy, nie chce jej obiążać, więc zabieram je od cycka, jednak co jakiś czas któryś wskoczy na "doczepke" do maleństw. Same maleństwa to łobuziaki okrutne, mordują marley'a i przedszkolakom wcale nie ustępują, szczególnie czarno biały dopolony, dostał imię lucyfer- lucuś mówimy, drugi chłopaczek nie bardzo lubi żeby go tulic itp, za to dziewczynki wszystkie trzy biegają za nami, szukają towarzystwa, najchętniej siedziałyby cały dzień na rękach. Dzisiaj mąż musiał trzymać jedną gdy nalewał sobie wody do wanny, a po wejściu do kąpieli, siedziała pod wanną i darła jape aż wyszedł
tak się pantoflarz podporządkował gówniarom, że nawet kąpie się w 3 minuty "bo płaczą"
Zdjęcia osesków bedą może jutro, a jeśli się nie wyrobie to w czwartek, zaczną się wakacje, będzie troche obowiązków mniej, a i dzieci więcej pomogą. Ogólnie są chętni, szczególnie jeśli chodzi o opiekę nad zwierzakami, ale ostatnio są przemęczeni. Córka miała dodatkowe zaliczenia na piątki, bo oczywiście nie przerobili materiału do końca, więc panie stwierdziły, że jak chcą piątki, mają napisać sprawdziany z materiałów których nie zdążyli zrobić
a syn na trzy tygodnie przed końcem roku dostał kolejne części ćwiczeń, dzięki czemu dziennie mają po 30-40 zadań, bo "ćwiczeniówki muszą być uzupełnione do końca roku". Osobiście powiedziałam nauczycielce, żeby nie myślała, że moje dziecko jest w stanie zdążyć zrobić tyle zadań, nawet jakby do rana nad nimi siedział, co wiąże się z tym, że większość będziemy pisali za niego, otrzymałam ciekawą odpowiedź: możecie wszyscy robić po kilka zadań, byle ćwiczenia zostały uzupełnione do końca roku
tak wygląda edukacja w naszej szkole...zamiast syna, tatuś po nocach uzupełnia ćwiczeniówki, w przerwach między kursami
nie wiem czy śmiać się czy płakać.
Na kastracje kotki seniorki umówiliśmy się na początek lipca, bo Adam bedzie miał już zdjęty gips i przynajmniej przeprowadzi osobiście zabieg, mówi, że nawet jakby zaciążyła, cena kastracji pozostanie bez zmian, a jak uda mu się załatwić to może badania będą gratis, z racji tego, że fundacja chce finansować zabieg. Byłoby miło, już nie mogę się doczekać, koteczka na starość dostanie spokojne i radosne życie.