
Potem... Potem padłam i o 4 rano obudziłam się. Cholera jasna, mogłam choć godzinę dłużej polenić się.
Koty wsie były na podwórku. Tylko jakieś bez apetytu. Nie wiem czy Kropka nie ma coś z zębolami. Wszystkie mało zjadły. Obiecałam sobie, że po powrocie do domu padnę i pośpię. Padłam ... na kolana myjąc podłogi. Potem Janusz przyszedł.Potem on do wyra a ja na zakupy. Potem on spał a ja racuchy drożdżowe robię. Tutaj pomroczność jasna osobie dała znać.
Grzałam ci ja kefirek by racuchy podlać. Wolę takie kwaskowate. By kubek miarkowy zmieścił się na palniku , położyłam ramkę specjalną. Kefirciu się podgrzało. Jam już przygotowała pierwszą mieszaninę. I zabierając go tak sobie pomyślałam, że szkoda by podgrzana ramka się zmarnowała. Za późno tłuszczyk plackowy wyjęłam z lodówki. W plasticzanym wiaderku był. Teraz wpadłam na pomysła, że go na tej podgrzewce postawię. Jak umyśliłam tak zrobiłam. Mieszając w garze produkty poczułam lekkawy swądzik. Szukając źródła zobaczyłam plamę tłuszczu łyskającą na palniku. Szybciusio podniosłam wiaderko. Wraz z ramką. Bo co się stało? Ano denko wtopiło się we wzorek rameczki powodując przeciek wolny smalczyku. Ledwom rozłączyła części obie. Rozumek maluni u mnie jest na co dzień. Ale teraz nie popisał się. Pojemniczek do wyrzucenia. Druciki do oskubania z plastiku. Kuchenka do ogarnięcia. I w całym domu capi.
Placki rosną mając w nosie moje wyczyny.