Ale przygotowuję się też na to, że nie będzie rozstrzygnięcia. I nie wiem, co wtedy. Pani doktor z Koterii uważa, że te małżowiny trzeba amputować. Tak samo wiewiur tu napisała. Ale onkolog raczej się do tego nie skłania, gdyby nie wyszedł rak.
Na szczęście sama Gwiazdka żwawa i w dobrym nastroju. Spałaszowała dzisiaj chętnie śniadanie i zachowuje się tak, jakby nie miała sterylki. Na pewno ma malutkie cięcie, ale i tak jest dzielna, bo przecież to już nie taka młoda koteczka.
Zauważyłam, że niektórzy z wetów chętnie tną zawsze i wszystko, inni podchodzą zachowawczo i cięcia się boją. W razie czego będziesz musiała zdecydować. U Krzysia obcięcie małżowin zakończyło nasze problemy z uszami. No niby wyrósł pokaźny brodawczak, ale to tuż po operacji usunięcia oka, prawdopodobnie odporność całkiem mu wtedy poleciała. Zobaczymy, jaki będzie wynik, trzymam kciuki.
Rozmawiałam dzisiaj z wetką, która leczy mojego Teofila i powiedziała mi, że norma dla histopatologii to dwa tygodnie. Może doktor z Koterii była zbyt optymistyczna z tym tygodniem. Za to spadł mi dzisiaj ogromny kamień z serca w związku z Gwiazdką. Myślałam od kilku dni, że jej się przepuklina zrobiła w miejscu szwu. Ale poszłam dzisiaj z nią do lecznicy i okazało się, że nie. Po prostu ma szwy mięśniowe bardzo zgrubiałe, ale wszystko jest ok. Ufff.
Doszedł wynik. Niestety nowotwór: "Rak płaskonabłonkowy rogowaciejący. Nowotwór złośliwy dobrze zróżnicowany, o dużej tendencji naciekowej, może dawać wznowę w miejscu powstania. Może dawać przerzuty do regionalnych węzłów chłonnych."
Dzwonię umawiać Gwiazdkę na rentgen płuc. Usg mamy w poniedziałek.