tabo10 pisze:OKI pisze:(...)
I o ile młodszy kot prawie na pewno w końcu zrozumie, że łagodny pies krzywdy mu nie zrobi, to dla seniora tak potężny stres może zbyt poważnie wpłynąć na jego zdrowie. Nawet jeśli w końcu minie.
(...)
Wg mnie akurat seniorzy są wyjątkowo mądrzy życiowo i z psem sobie zwykle dobrze radzą. Miałam Warbudkę,Kapitana i Misię -wszystkie ok.10lat,no Kapitan może 5-7lat. Wszystkie przygarnięte mocno chore (zęby zgniłe ,jedna FIV+).Żadne się przez psa nie pochorowało dodatkowo.
Co oczywiście nie jest regułą. Pokazuję tylko swoje doświadczenia starszy kot i pies.
Ale to Wy będziecie decydować i osobiście współczuję odpowiedzialności za te decyzje.
W każdym razie za dobre domy 

 
10 a 17 lat to dla kota potężna różnica jednak. 
Zresztą nie o to chodzi - chyba się zrozumiałyśmy. 
Oczywiście nie dla każdego kota (starszego czy młodszego) spotkanie z psem będzie takim dużym stresem. 
Ale dla takich, jak moja Babcia, z jakimś urazem czy złymi doświadczeniami, ten stres będzie potężny (a dodaj jeszcze ostatnie przeżycia i zmianę domu). 
O ile młodszy kot w takiej sytuacji ma duże szanse się ogarnąć i przyzwyczaić - ma po prostu na to czas i młody silny organizm, o tyle dla mocno starszego kota taki stres może za bardzo wpłynąć na jego zdrowie 
 A nie wiemy, czy któryś z tych starszych kotów nie ma jakiegoś urazu do psów. 
Po Romusiu już niestety widać wiek, to raczej nie jest kot w formie do zmagania się z nowymi doświadczeniami.
O Szarego mniej bym się martwiła.
Moja Szelma, aktualnie klinicznie zdrowa (pomijając postępującą ślepotę) 18-tka jest już jednak staruszką. Jakby jutro wylądowała w domu z psem, to stres pierwszych dni prawdopodobnie by ją zabił - może nie od razu, może za parę miesięcy, ale posypałaby się na pewno 
 
A te 8 lat temu pewnie po pierwszej panice jakoś by w końcu zrozumiała, że futro jej nie zeżre i nauczyła się z nim żyć.Małgosiu, też mnie chyba nie zrozumiałaś.
Wiem, że stajecie na głowie, żeby jak najszybciej takie koty (wszystkie koty) znalazły domy. 
Doskonale sobie z tego zdaję sprawę. 
Ale dla tych kotów, które już trafiły do schronu, choćby na moment - każdy dom będzie lepszy niż schron (przynajmniej w pierwszej chwili, bo fakt - w praniu to różne rzeczy wychodzą), bo będzie poprawą warunków. Natychmiastową. Ciszą i spokojem.
Nie jest winą schronu, że jest schronem.
Koty Wandy nie siedzą w schronie, a we własnym domu, który doskonale znają.
I trafią w zupełnie inne warunki - gorsze, bo nie tylko bez Wandy, ale nowe, obce zapachy, dźwięki - nie tylko ludzie.
Żeby nie wiem, jak cudowny był dom, to nie będzie ich dom.
To jest naprawdę kolosalna różnica.
Jak uznam, a Dorota się zgodzi, że warto robić wizytę, to będzie zrobiona i tyle. 
Też często nie robię wizyt, tylko wiozę od razu. 
Ale nie 17-latka i nie na drugi koniec Polski.
Nie przeciągnę Romusia na Śląsk, tylko po to, żeby się okazało, że dom jednak nie taki, jak wynikało z opowiadań, prawda? 
I tyle o rozmowach przedadopcyjnych.