Hejka

Melduję się z domku.
Niestety numerek 752 szczęścia nie przyniósł. Dyktando zawierało wiele zwrotów z języków obcych (angielski i francuski), oraz kilka nieznanych mi nazw własnych.
Poniżej pełen tekst, a zaznaczyłam swoje błędy na czerwono - na niebiesko to, co ja napisałam
O niekorzystnych przemianach materii i tyranii grawitacji
Heca hecą, a latka lecą – żachnęła się rzewnie Żaneta z Żyrzyna(Rzyrzyna). Przebóg! Toż to huk czasu od studiów, a tu znienacka, gdy jak co dzień sięgała po świeżo zaparzoną nescafé(Dałam apostrof na a i napisałam z wielkiej litery) i croissanta, przyszła wieść o zjeździe całego rocznika. Jaźń zawrzała od kolaży minionych zdarzeń jak po zażyciu ayahuaski (ajałaski). Ongiś, studiując w Gołębniku, tworzyli supertrio à la papużki nierozłączki. Ważysław(uznałam Warzysława za pochodne od warzywa) z Horyńca-Zdroju miał żyłkę hazardzisty. Bez wahania, acz nie bez cholagogi(holagogii, nie znałam słowa), żywił się w hardcore’owym [hardcorowym] barze „Smok” – takim fast foodzie á rebours(ale bór (?), ale nie znałam tego zwrotu), wartym wszystkich gwiazdek Michelina(napisałam przez podwójne "l"). Modus operandi polegał w nim na chyżości konsumpcji i utrzymywaniu wzrokowego kontaktu z talerzem.
Chwila nieuwagi, a już czyhające zewsząd sztućce dokonywały redystrybucji około trzytygodniowego(okołotrzytygodniowego) bigosu, lokując go w trzewiach słabo uposażonych(słabouposażonych) krakusów z półświatka. Żądanie zwrotu korzyści było haniebnym faux pas(faux-pas) zagrożonym honorowym rękoczynem, więc nikt o byle bigos nie ważył się swarzyć. Raz jednak pewien zhardziały chojrak z ciupażką pod cuchą(ciupaszką), ani chybi eks-Podhalanin, miał czelność ustrzec swoje flaczki przed grabieżą. Na pewno do dziś mu one bokiem wychodzą. Nim zaczął degustację, z nagła wyrósł przed nim krępawy rambo(Rambo) z Półwsia Zwierzynieckiego(napisałam małymi literami) otoczony wianuszkiem mlaskotów. – „Ani się ważcie, żałosne lajkoniki!” – huknął niby-juhas(tu bym się kłóciła, bo ja z kontekstu napisałam huknął, niby juhas - w sensie, że jak juhas, w sensie, że mocno. Ale najwyraźniej zamysł był inny
), półstojąc.
– „Ty huncwocie, z chacharami(Haharami, nie znałam słowa) zadzierasz? Wyny(wy ny) stąd!” – wycharczał zwierzyniecki andrus. Chwycił nowotarżanina wpół i tak nim wzwyż wywinął, że ladaco mimo braku łyżew wykręcił potrójnego toe-loopa(tulluppe'a - nazwa skoku w łyżwiarstwie figurowym), lecz zanim się złożył do lutza, oddał hołd sile ciążenia.
Ważysław(Warzysław) był depeszem. Nosił ramoneskę i jeansy [dżinsy] Levi’sa(Levisa) z Peweksu. Urodą mógłby dziś konkurować z George’em(Georgem) Clooneyem. Wybywał nad Sudół Dominikański, by w dolinie Rozrywki(napisałam z małej litery) zaczytywać się w Rabelais’m i Joysie(Rabe i Joyce'ie - nie znałam autorów). Został ghostwriterem, ożenił się z pół-Honduranką i przepadł bez wieści, niestety, nie w Appalachach - w Górach Harcu [Harzu]. Z kolei Róża, supergrzegórzczanka(supergrzegórzszanka), mieszkała ostatnio w Starej Łomży przy Szosie(napisałam z małej litery). Jako zagorzała fanka Classix Nouveaux(napisałam classic ?, bo zupełnie tego nie znałam) ćwiczyła callanetics do rytmu new romantic.
Marzyła o karierze w showbiznesie [showbusinessie], licząc, że spocznie kiedyś na Pęksowym Brzyzku. Obstalowała sobie półkę na trofea: Super Wiktory(Superwiktory), nagrody Grammy i - daj Bóg - Oscary. Dopadła ją jednak taka niemoc grania, z jakiej słyną „Organy” Hasiora na przełęczy Snozka(Snoska). Skończyło się więc na nominacji do SuperJedynek, kilku wzmiankach w Super Expressie i megahejcie na Pudelku. Jednym słowem, miał być Mount Everest, ewentualnie Mont(Mount) Blanc, a wyszła co najwyżej Magurka(Magórka), i to w Beskidzie Małym. Porażka.
Dzwony w kościele św. św. [Świętych(napisałam z małej litery)] Piotra i Pawła zabiły na Anioł Pański, a Żaneta wciąż snuła wspomnienia, niczym osnuwik(osnówik) bądź snówek swe pajęcze sidła. Wtem zakłuł ją niepokój. Czymżeż(czymżesz) sama się mogła pochlubić po latach? Ubożuchne portfolio: wiek balzakowski plus VAT i sieć zmarszczek niczym dorzecze Missisipi. Niegdyś o włos by została twarzą L’Orealu(L'orealu), dziś z aparycją wychuchola bycie „twarzą rajstop” zakrawa na mrzonkę. Na próżno stosowała lwipazur zwany czepotą i suplementy z pierzgi. Na nic zdał się wampirzy lifting z efektem push-up. „Bo to, pani kochana – zdradziła jej wizażystka – są zmarszczki grawitacyjne. By zyskać gładką twarz, trzeba wystrzelić się w Kosmos [kosmos].Sądząc, po podanej informacji, że pan na 8. miejscu miał 28 błędów - strzelam, że będę gdzieś w 2 dziesiątce. Zobaczymy, kiedy opublikują wyniki.
Połaziliśmy trochę po rynku, mamy nowe zdjęcie ze Smoczkiem i magnesik na lodówkę.