Wczoraj miałam pojechać z Bratam na obejrzenie łapki. Ale zauważyłam również, że Mama ma dziwnie łyse łapki tylne od środka, a raczej wewnętrzną stronę udek. To sobie pomyślałam, że zabiorę ich razem. Brat smutny w piwnicy czekał, a Mama przypadkowo weszła do domu przed południem, więc ją zamknęłam podstępem. No i przyszła godzina zero, czyli pakowanie kotów. Brat to nie problem, ale Mama...

Już się nie dała nabrać na kontener za kotowi dziurą, zamknęłam się z nią w przedpokoju i rozpoczęło się polowanie z dużym kontenerem w ręce, to był dramat. A za drzwiami zdezorientowany Paś, który myślał, że Mamie dzieje się jakaś okropna krzywda, płakała, krzyczała, boli, oli, khhhhh, a z drugiej strony Pasio rozpaczliwie miauczący

W końcu się udało, tyle, że musiałam Mamę zostawić w kontenerze dużym, a Brata upchać do małego
Po drodze koncert na dwa koty, w lecznicy w poczekalni Brat spał, a Mama boli, oli, boli na całą poczekalnię. Wchodzimy. Bratu wyjęto jedną klamerkę, jedna wypadła sama, zostały trzymające trzy. Ale pani doktor zadecydowała, żeby Brata wypuścić i obserwować, zagrożenie uszkodzenia łapki prawie żadne. Ok. Teraz Mama. I tu sytuacja patowa, Mamy zbadać się nie da. Ani dotknąć. Ani nic. Dziki kot, położone uszy, ziejąca nienawiścią paszcza, gotowa do błyskawicznej agresji albo nawiania w sekundę. Kontener otwierany od góry. Opowiedziałam jak to wygląda, zarzuciłyśmy tylko Mamie coś na głowę, żeby podać zastrzyk, już nie mam siły szukać jaki, na cztery dni, mam obserwować te łapki i Mamę, jak się zachowuje. Robić zdjęcia jak się da. Będzie źle, to Mama na czczo, lekka premedykacja i badanie.
Dobra, wracamy. Wyją oba. Pod furtką płaczący, przerażony Paś czekający na Mamę, bo widział jak wychodzimy. Wypuszczam, Mama przez płoty i w nogi, a Pasio w płacz. Jak on wołał, jak zawodził, jak biegał po całym ogrodzie, jak się rozglądał..Na szczęście Mama wróciła szybko, a jeszcze szybciej Brat, który uznał, że teraz to otwierać furtkę, wracam i idę równym krokiem do pokoju
Już za dużo pisania, kto to będzie czytał, teraz tylko zdjęcia.

Wieczorem wszyscy wykończeni emocjami
Rano oczywiście pierwszy przybiegł Brat, zjadł wszystko wszystkim. Mamie zanosiłam na stół w ogrodzie, ale Brat był szybszy.

Skończyłem. Jest coś jeszcze? Co tak mało?
I nigdzie nie chce sobie pójść. Siedzi w ogrodzie i czeka na zaproszenie na włości. Spokojniejszy jest, chyba nie chce nikogo zamordować. I stało się coś dziwnego
Brat nigdy się specjalnie nie przyjaźnił z Pasiem. Owszem, kumple zza płota, ale nic ponad. A dzisiaj...

To było łóżko Pasia i Mamy. Albo Cosi i Mamy...
Łapka dobrze.
No i tyle. Zmęczyłam się i wzruszyłam. Miciu był kochany, Obiś cudowny a Pasio...Pasio jest niezwykły.
Mama jest dzika i taka zostanie. Z moich obserwacji wynika, że niektóre koty mają wiatr w futrze, a niektóre dzikość w genach. Mama z pewnością i jak donosi Gutek, Syn też. I trzeba to uszanować amen.