Samochód naprawili i pojechałyśmy. Zawiozłyśmy kasę na sterylki, wór suchego żarełka i transporterek.
Jadąc z powrotem uprowadziłyśmy jednego kociaka, bo czeka na niego w Bydgoszczy dobry dom. O tym więcej Mirka napisze.
U leśnych kotów w zasadzie bez zmian. Żyją sobie spokojnie u Krysi, dobrze im tam, szczególnie teraz, kiedy jest ciepło. Niestety, jest aż 14 małych. Są rozczulające, ale to 14 więcej pyszczków do karmienia i ileś kotek do sterylizacji. Ale nie winię Krysi, że ich nie usunęła, ja sama nie wiem, czy dałabym radę. Trzy kotki są w ciąży, jedna na tyle wcześnie, że jest możliwa sterylka aborcyjna. U pozostałych mioty będą usunięte, taką dostałyśmy obietnicę, bo sama Krysia widzi, że nie ujedzie tak daleko. Chociaż to według mnie strasznie ciężka decyzja.
Rozbawił mnie szary kot z przekrzywioną główką, jest słodki łobuziak, uparciuch i łakomczuch. No i miaziak z niego nie lada. Miłek, który ma chorą wątrobę i któremu wet dawał niewielkie szanse, żyje i ma się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Je, bawi się, potrafi też poczubić się z innymi kocurami.
Ruda dzika kotka z chorymi oczyma wydawała się być w lepszej formie, może to dzięki lekom, które koty dostają do karmy.
Cztery koty są zaszczepione na wściekliznę. Dużym problemem jest brak klatki-łapki, bo wiele kotów nie daje się złapać. Kilku kotom zaaplikowałyśmy Frontline, ale sama widziałam, jakie są nieufne i nie zawsze dają się podejść nawet Krysi.
To tyle na gorąco, zdjęcia to już działaka Mirki i Sydney.
A, jeszcze macie gorące podziękowania od Krysi i jej kotów za pomoc.
