Mam kota stróżującego. Prawdziwego. Peselka!
Wczoraj zadzwonił domofon. Wiadomo, jest to sygnał dla futer do działania. A na pewno działa jako budzik. Leniwie drzemiące towarzystwo raptem dostało
pałera . Stanęło na prostych nogach. W oczach pojawił się błysk. Część ruszyła do ... no nie bardzo wiedziała gdzie. Część dała nura w z góry upatrzone kryjówki. Kłębiło się to wszystko, obijając się o siebie i ściany podczas ruchu nie kontrolowanego. Tylko Pesel wiedział co się dzieje. Ruszył do drzwi. Ruszył szybko i... z warkotem. Jego paszcza wydawała dźwięki przypominające warczenie psa. Warował przy progu i jazgotał. Gdy zobaczył mnie jego oczy zawierały pytanie "czy mam zagryźć?" Uspokoiłam kota , otworzyłam kurierowi drzwi. On usiadł na szafce od butów. Ale ciągle ... No właśnie co Pesel robił? Pesel szczekał! Wiem, wiem głupie to. Ale jak nazwać to coś co się z niego wydobywało? Ciągle mnie obserwował. Gdy zobaczył żem spokojna to i ona spokojniejszy był. Kurier przeżył. Choć oczy Peselka nie schodziły z niego. Po tradycyjnym 'do widzenia, dziękuję" , Pesel poszedł na z góry upatrzoną pozycję. Swoje posłanko na komodzie. Nie zainteresował się jak reszta tałatajstwa paką. On już spełnił swój obowiązek. Stanął do obrony swego gospodarstwa.
Jeśli myślicie ,że paczka która przyszła to ta zaginiona w akcji, to pomyślicie błędnie. Ja też taką nadzieję miałam.
To był mikołajkowy prezent od Zosi i Rafała.
Wielka paka bez zbożowego suchego Sanabella. Oraz 12 puch Mac'sa , 800 gram. Koty już rozpracowują jedno i drugie.
Bardzo, ale to bardzo Wam dziękujemy
