Grube są i już, nie da się ukryć, ale wychodzę z założenia, że chude, to chore, tak wygodniej
Rano to chyba będę łykać neospasminę albo inny psychotrop, bo tu jest dom wariatów, nie trzeba do Międzyrzecza, o ile ktoś pamięta w jakim celu kiedyś tam dżonką z mojego ogrodu spora grupa miłośników kotów z podejrzanego o niepełnosprawność umysłową portalu społecznościowego się udała

.
Bo to wygląda tak:
Do łóżka przychodzi słodziutka Cosia i wali łapą w puszkę, że jest głodna. Coś tam jej dam i udaję, że śpię, ale reszta już wie, że to nie do końca prawda.

Balbisia i Cosia. W kuchni na stole. To ile będziemy czekać? Miski puste!
To się zwlekam i ze strachem w oczach pierwszy kurs do kuwet, żeby sprawdzić urobek Balbisi po wielu miesiącach walki z rozwolnieniem. Ufff, jest dobrze
A tym bardziej jest dobrze, im bardziej badziewne jedzenie dostaje, po ostatnim przekombinowaniu z Doliną Noteci mam jak Styrlitz materiał do przemyślenia. Potem karmienie, każdy osobno i każdy co innego, w tym Balbisia podwójnie i jeszcze jej mało, a do Czitusi trzeba wygłaszać słynną kwestię "specjalnie dla ciebie", bo inaczej to się zamienia w obrażonego Sfinksa. W tym czasie przeważnie dopala się ostatnie drewno w kominku i dla podtrzymania domowego ogniska muszę wyjść po następne i w tym momencie następuje apokalipsa z figurami, najazd Hunów, albo coś jeszcze gorszego, bo wpada głodny Brat, któremu najwyraźniej spodobała się wersja
nieposiadaniadomu. Leci jak odkurzacz po wszystkich miskach, mało mu i mało i mało, a łeb ma jak wiadro, a miski fruwają po podłodze i nie ma mocnych na Brata

Ostatecznie udaje się go wyprosić z kolejną miską na taras, gdzie przy okazji wybiega Pasio i wypatruje Mamy z tym swoim bielmem na oku, ale patrzy bacznie i przenikliwie.
Bo ja miałam piękną kotowi dziurę w drzwiach do przedpokoju. Z klapką 20 na 20 centymetrów. Nie mam klapki, mam łeb Brata w ramce
To nie koniec. Kuwety posprzątane, ale Czitusia wykonuje zaraz potem numer stulecia, czyli idzie zrobić kupę na kafle w łazience, bo tak

"Tak" od dawna, pewnie dlatego, że potem ją gonię po mieszkaniu, a ona ucieka i jest świetna zabawa, dowcip się znowu udał

Można być zmęczonym od rana? Można!
A Mama już przyszła właśnie, siedzi wtopiona w czarną papę na dachu komórki Szczepana, ale jak mnie zobaczy, to pędzi na złamanie krótkich łapek i puchatego ogona. Wszyscy szczęśliwi i najedzeni, a ja zezwłok.

Na przyzbie już Mama. Wejść czy nie wejść, oto jest pytanie

.
Przepraszam za tak długi post, następne będą już w stylu zawsze obecnej i czujnej MaryLux, którą bardzo lubię i doceniam za wirtuozerię skrótowych komunikatów, Mrysiu wybacz, Ty wiesz, że ja Ciebie
Chyba nie wyrabiam, idę kupić jakąś sztalugę, albo co....
