Może kiedyś opiszę co się działo, gdy nabiorę dystansu.
A teraz o najnowszych tymczasach.
Od niedzieli mam (choć nie powinnam już niczego brać) takiego myszonka-wiewiórczaka:



Osesek, chyba dziewczyna. Nie wiem ile ma tygodni, 3-4?
Ma drobniutkie górne siekacze. Z miseczki pić nie umie, wciąga nosem.
Żadne z moich darmozjadów nie chciało przygarnąć maleńtasa, nawet matka trójki starszych kociaków.
No to bawimy się w karmienie strzykawką oraz wymasowywanie siku.
Małe jest krzykliwe i żwawe.
Zaskakująco silnie odpycha strzykawkę, więc muszę przytrzymywać łapki.
Dopiero gdy się przyssie, przestaje wierzgać

Przy tym maleństwie poprzednie kociaki wydają się wielkie. Bianka, Pablo i łaciata Paloma mają 4 miesiące.
Białe rodzeństwo trochę posypało się zdrowotnie po drugim szczepieniu; błogosławię bliskość weta, można było szybko zadziałać.
Cała trójka wyrosła już ze stadium szczurków (w przypadku białasków to były chude szczury, zwłaszcza Bianka).
Nosek ich matki ładnie się zagoił, teraz za to gubi sierść.
I od czasu do czasu jeszcze karmi młode – uwalają się całą rodzinką np. gdzieś w przejściu...
Tu scenka sprzed 3 tygodni. Wygląda to coraz bardziej surrealistycznie


Upały już nie dokuczają, mama Donna wkrótce pojedzie na ciachnięcie.