Pamiętacie "mięśniaka z dziarami" , nie mięśniaka i sunieczkę Sabę? Spotkałam ich będąc z malcami. Pamiętacie?
W tą sobotę też ich spotkałam. Tradycyjnie ten mniej szczupły stał pod drzwiami jeszcze zamkniętymi. A dziargany w samochodzie był. Po otwarciu pojawił się ale z inną psicą. Tą co sobie sama dom znalazła u nich wskakując do auta. Sunią. Zwykły kundelek wysokości do łydki. Zadbana, błyszcząca, o siwym pysiałku.
Tulona jest do kolan. Ręka uspokajająco położona na jej głowie głaszcze zdenerwowanego psa. Coś jej tam szepcze. Drugi , ten bez , sprawdza czy szelki nie za mocno spięte. Tak mu się wydaje. Wzrok pełen wyrzutu trzymającego mówił
mnie sprawdzasz 
Mała wpatrzona w drzwi stoi jak rasowy ogar. Obaj opowiadają jak lubi biegać . Patrząc w jej oczydła obiecują ,że zaraz po wecie pojadą na długi...długi... spacer. Pytają patrząc uważnie
do lasu chcesz? czy nad wodę ? Pytam jak Sabunia się czuje.
Łzy w ich oczach powiedziały wszystko. Ten okrąglejszy wykrztusił tylko ,że jej już nie ma. I wyleciał przed próg ocierając rękawem twarz. Drugi tulił psa i łykał ślinę. Ukradkiem też oczy wytarł.
Milczę. Co mam powiedzieć. Nic.
Monotonny głos rozległ się
Wie pani, już nie było nadziei. Tak dobrze się trzymała i w ciągu kilku dni zaczęła cierpieć. Leki nie pomogły. Żadne. Już nie chciała jeść. Nie spała już z nami. I , co najgorsze, nie chciała biegać. A ona tak to lubi. Co mieliśmy zrobić?! No, co? Kochasz nie pozwól cierpieć. Pożegnaliśmy ją . Pusto. Siedzimy. Milczymy. Co mam powiedzieć by głupio nie brzmiało
Cichym głosem, tuląc Sunię, mówi dalej.
Wie pani, Sabunia dała nam tyle radości. To ja ją znalazłem. W krzakach małego psa wypatrzyłem. Takie coś jak gałgan leżało. Tam też spało. Chude strasznie. Brudne. Oblepione błotem. Zmarznięte bo to koniec października był. Trzęsło się to ciągle. Z każdym dniem coraz więcej kleszczy było. Coraz mniej psa było. Nie chciała podejść. Bała się. Przez tydzień wstawałem godzinę wcześniej i wychodziłem z pracy godzinę wcześniej by nakarmić ją za dnia. Bo zmrok zapadał wcześnie a ja chciałem wyrobić się. Wie pani, nie chciałem by głodna była. Ona taka maleńka była. Chciałem złapać ale ona ciągle się bała. Choć już jadła przy mnie. Widzę ,że źle jest z nią. Deszcz ciągle padał. Zimno było. A tam ani budki postawić nie można było. Poszedłem do weta, wziąłem leki na sen, dałem jej . 2 godziny chodziłem za nią pilnując gdzie się położy. Nie zostawiłbym bo jeszcze krzywda by się stała. Ale wyboru nie miałem.
Wie pani, kupiłem nawet kaganiec. Okazał się być za duży. Zostawiłem u weta, może komuś się przyda.
Wreszcie padła. Do auta biegusiem z nią. I do weta szybko. Kroplówki, leki, od kleszczenie, badania- miała babeszjozę już. Ledwo ją uratowaliśmy.
Kochana taka była. Tego co wywalił ją zajeba... bym na śmierć.
Z rakiem nie wygrała...Siedzimy. Milczymy. Mnie ściska w gardle. Oni cały czas ocierają wilgoć z rzęs. Tulą psicę uspokajająco.
Drzwi od gabinetu otwierają się.
Kto pierwszy?Podnoszą się.
O cholera, leków Sabuni nie wziąłem. Tyle zostało. odwraca się do mnie
Może komuś by się przydały.Nie chcemy pieniędzy Ja mam. Ja nie zapominam o tak ważnych rzeczach ,jak ty.
Ja też nie zapomniałem. Auto szykowałem dla Suni
Zawsze to samo...
Cisza.
A mnie nie odpuszczała ta gula.
Żegnaj Sabciu, żegnaj [*]