
Z moją dwójką kotów wszystko gra, zaniemogła niestety poważnie kotka mojej mamy. Urocza znajdka, popiskująca o pomoc w okolicach śmietnika mała kluseczka. Wzięłam ją do domu na tymczas, ale moja mama się w niej zakochała i nie pozwoliła oddać jej nikomu

Pognali do weta, który przeraził ich możliwością białaczki. Miśka była na nią szczepiona, jednak przed nie robiliśmy jej testów na FIV/FeLV, więc teoretycznie mogła złapać wirusa jako kociak przed szczepieniem. Lekarka stwierdziła też kulawiznę prawej tylej łapy, powiększenie węzła chłonnego podkolanowego i bolesność stawu biodrowego prawego. Dodatkowo mała naprawdę sporo schudła, futerko jej się zmatowiło i podczas wizyty okazało się że ma gorączkę. Polecono zrobić prześwietlenie łapki, albo biopsję. Do czasu decyzji dostała leki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe.
Przez kilka dni na lekach (domyślam się, że chodziło o to że bez bólu) mała ożyła i wydawało się że jest lepiej, ale po kilku dniach, kiedy przestała je przyjmować, objawy wróciły, więc mama zdecydowała się na prześwietlenie. Na podstawie skanu lekarka stwierdziła zmiany degeneracyjne prawego stawu biodrowego (zwyrodnienie), zauważyła też że jedna łapka jest trochę krótsza od drugiej. Zaleciła operacyjne, przepraszam za mowę laika - usunięcie takiej kuleczki ze stawu, co pomogłoby jej w chodzeniu i zniwelowało ból (dekapitacja). Mama chciała już gnać z nią na operację, ale zaczęła mieć wątpliwości, czy jest to najlepsza opcja? Czy może ta łapka to jakiś przerzut od białaczki, co jeżeli ją pokroją, wymęczą kota a to nic nie pomoże?
Napisałam tutaj, bo to forum zrzesza tylu kocich miłośników, z tak wielkim doświadczeniem kociożyciowym, być może z podobnymi objawami Waszych mokrych nosków. Jeżeli macie jakiś pomysł na to co jeszcze moglibyśmy zrobić, albo co powinniśmy zrobić - kroić, nie kroić? Jechać do innego weta po drugą opinię?
Będę bardzo wdzięczna za każdy post
