Od 5 lat posiadam kotkę Fortunę. Kot strasznie introwertyczny, akceptuje tylko mnie. Każda obca osoba to naruszenie terytorium - syki i pazury. Ale zasypia na moich nogach i barankuje. W styczniu tego roku doszła znajda Tosia. Kot wyrzucony przed najgorszymi mrozami. Weterynarz ocenił na ok. 3 miesiące. Miała wszystko - pchły, robaki, niedowagę i początki kociego kataru. Wyleczona trafiła pod moje skrzydła. Forti początkowo reagowała sykiem i prychaniem. Co najgorsze, odsunęła się ode mnie. Całe dnie spędzała w swoim pokoju. Przychodziłam, głaskałam, próbowałam się bawić. Nie chciałam by kot czuł się odrzucony. A mała - kompletne przeciwieństwo Forti. Małe ADHD, które wszędzie wejdzie i jeszcze z gracją ukradnie Ci szynkę z kanapki. Próbowała nawet zachęcić starszą koleżankę do zabawy - z marnym skutkiem. W końcu Forti zaczęła ignorować Tosię, a gdy jej nie było w pomieszczeniu dawała baranki i pozwalała się głaskać.
Przed świętami zauważyłam ślad pazura na pyszczku Tosi. I zaczął się koszmar. Mała, która wcześniej nie bała się koleżanki i w razie ataku "padała" na bok jako znak pokoju, zaczęła chować się po kątach unikając Forti. Na jej widok ucieka w popłochu, kryjąc się albo pod fotelem w pokoju, albo za kuchenką w kuchni, gdzie również jest ich jedzenie. Starałam się załagodzić konflikt. Jedyny sukces to taki, że mała wychodziła do mnie lub gdy zjawi się ktoś inny, bo wiedziała że Forti nie lubi obcych. Wtedy bez problemu wychodziła i bawiła się. W innym wypadku - kryjówki. A duża? Czuje się świetnie, nawet znów zaczęła spać ze mną.
Aby oba koty "odsapły", zastosowałam izolację. Tosia w jednym pokoju, Forti reszta domu. Jak pokój zamknięty - Tosia ożywa, bawi się. Gdy wynoszę ją z pokoju - na widok Fortuny zamiera ze strachu. Próbowałam u jednej i drugiej kropelek Bacha, ale nie pomogły. Nie wiem jak rozwiązać tą sytuację. Mała jest spokojnym kotkiem, nie warczy, nie broni się. Chce się jedynie tulić. Duża wie, że mała się jej boi co bezwstydnie wykorzystuje. Koty nie wychodzą. Mieszkam w bloku. Z jednej strony ruchliwa ulica, od strony podwórka kręcą się pijacy, dzieci i "zbieraczka" kotów (ma ich w domu z naście). Nie zaryzykuje zdrowia lub życia kotów.
Przepraszam za długość historii, ale chciałam nakreślić sytuację. I ponownie - proszę o pomoc
