tabo10 pisze:Śliczne koty.
Wiele dla nich robisz i szacun za to
I czy kocięta na wsi pod Częstochową będą wykastrowane? Podpisałaś umowę adopcyjną,czy uda Ci się to jakoś później sprawdzić?
Czy nowy domek (pisałaś ,że skromny) stać będzie na te zabiegi? Dwa koty to jednorazowo dość spory koszt...
Czy robił Ci ktoś wizytę p/a dla kotów,które szykują się zamieszkać w stolicy?
Wszystkie koty są po kastracjach i sterylizacjach. Te, które pojechały do Częstochowy są tez odrobaczone, odpchlone, zaszczepione.
Dostały książeczki zdrowia. Umowy oczywiście podpisane. Dom widziałam na własne oczy, zawiozłam je osobiście więc gdyby coś bylo nie tak zabrałabym koty z powrotem.
NIGDY NIE MAM PEWNOŚCI. Czy dom bogaty czy biedny, czy ludzie rozmowni, czy skryci. Do tej pory miałam szczęście, a troche tych kotów wyadoptowałam przez tyle lat.
To chyba intuicja. Ale - tak jak pisze - pewności NIE MAM NIGDY.
I nie robota przy kotach, nie jazda do weta, zastrzyki, kroplówki, osikany dom, czy inne czynności związane z kotami mnie przerażają.
ODDAWANIA KOTÓW najbardziej się boję, nie wytrzymuje już tego psychicznie, zawsze gdzieś z tyłu glowy mam je wszystkie oddane i to mnie najbardziej wykańcza
W tym domu, do którego pojechała Pipi i Tofik najbardziej podobały mi się zwierzaki, ktore tam są. Zadbane, zaopiekowane, nawet 3 kurki, które zyją tam dożywotnio i nikt nie planuje z nich robić rosołu.
W tym domu może nie ma za dużo kasy, ale jest dużo miłości, tak w stosunku do zwierząt jak i w rodzinie wzajemnie.