Krzyś był bezdomny, zanim zabrałam go z miejsca, gdzie do tej pory jeżdżę do dziczków, znałam go ponad 2 lata. Oceniłam go na 2007 rok, ale może być starszy, weci nie chcą szacować wieku. Na początku wyglądał dobrze, ale ostatnia wiosna - to był dramat.


Prosto z ulicy 6 maja 2011 trafił do lecznicy, gdzie spędził ponad tydzień. 12 maja został wykastrowany.


Z nami zamieszkał 14 maja. Pierwsze dni, tygodnie były bardzo trudne. Krzyś znaczył mieszkanie jeszcze przez 3 tygodnie, zanim hormony całkiem się wyciszyły. Zaczął też bardzo chorować, łysieć, oczy itd. Badania, diagnozy i "diagnozy". Lekko nie było.

Gdy wszystko w miarę się unormowało, dałam ogłoszenie, we wrześniu zgłosiła się świetna dziewczyna, Krzyś zamieszkał z fajną rodziną z dwiema małymi dziewczynkami i kotką. Niestety, mieszkał tam tylko 3 dni - mąż nie mógł się pogodzić z tym, że Krzyś płakał w nocy.
Po tej nieudanej adopcji już nie szukałam mu domu, został z nami.
Krzyś jest chory, właściwie cały czas. Jak nie jedno, to drugie. Do kwietnia tego roku jeździliśmy do jednego weta, z różnych powodów przestaliśmy i myślę, że to była bardzo dobra decyzja.
Dziś mijają dokładnie 2 lata od obcięcia małżowin usznych.

Lewe oko było coraz gorsze. Ilu wetów widziało go w tym czasie - nie policzę. Ile różnych specyfików było stosowanych - nie policzę.

Dopiero 24 sierpnia tego roku trafiliśmy do fajnej wetki, która od razu rozpoznała to najgorsze - rak płaskonabłonkowy, który zaatakował już nawet trzecią powiekę. Operacja usunięcia oka z przyległościami odbyła się 31 sierpnia, 86 dni temu. Krzyś chodził w abażurku aż 68 dni, dużo za długo, ale bałam się, że uszkodzi sobie gojące się miejsce.

Tydzień temu usunięta została paskudna zmiana w prawym oku. Czekamy, co badanie histpat powie...
A Was zapraszam do czytania. I trzymania kciuków, żeby wątek nie skończył się po paru postach. Bo choć kotów w moim życiu dużo, mam o czym pisać, to jednak od początku głównym bohaterem jest Krzyś właśnie.
Krzyś odszedł 21 października 2019 roku, 25 miesięcy i 3 tygodnie po operacji. Przyczyną nie była wznowa czy przerzuty, ale mocznica.
Do zobaczenia Synuniu! [']
Pozostali, za którymi bardzo tęsknimy:
Niunia, odeszła późnym wieczorem 24 stycznia 2022 roku, nasza starowinka miała prawdopodobnie 21 lat [']
Chrapek, umarł nagle rankiem 3 lutego 2022 roku, nieco ponad 9 dni po Niuni... ['] Zamieszkali ze mną w ten sam dzień, 13 grudnia 2008 roku, odeszli też prawie jednocześnie...
Kokosz, adoptowany ze Schroniska 5 kwietnia 2022 roku, odszedł 17 lutego, po nieco ponad 10 miesiącach... chore serduszko pozwoliło nam cieszyć się jego obecnością bardzo bardzo krótko [']