zaczęłam jakieś 3 lata temu, i na początku było mi bardzo trudno się rozstać z czymś, co praktycznie/obiektywne a nawet subiektywnie nie miało żadnej wartości. Ale z każdym dniem i z każdą wyrzuconą rzeczą jest łatwiej. I w mózgu się jakby więcej miejsca robi, chociaz to śmiesznie brzmi. Jakby ten nadmiar rzeczy tez zapychał/blokował mózg.
Ale początek jest bardzo trudny. I z tego co czytałam, to dopóki ktoś sam sobie tego w głowie nie przerobi (sam nie dojdzie do tego, że chce sie odgracić) to na siłe się nie da. To znaczy nawet jak mu sie wyrzuci (załóżmy 10 worków 25 litrów) to on szybciutko sobie nazbiera jeszcze więcej, i jeszcze bardziej będzie zagracony niż wcześniejszej. Taki efekt jo -jo.
Musi sam wyrzucić. Osobiście. I chcieć, a nie robić to pod presją. I nie znosić następnych rzeczy. Teraz łatwo o rzeczy.
Bo ludzie maja jakieś tam niedobory, natręctwa, depresje, i to zbieranie to taki jakby objaw choroby, zamykania się w soim świecie.

Więc niestety szansa, że ta kobieta naprawdę się odgraci i wogóle się odmieni, to raczej nie jest duża.Bo ona jest i zaburzona i totalnie zazbierana już.
Tylko kotów szkoda, bo biedne w takim brudzie i ciasnocie. Nazbierane , jak pudełka po jajkach
