MalgWroclaw pisze:zuzia96 pisze:kaloryfery grzeją ostatnio jakoś tak w kratkę, wydaje mi się, że sezon grzewczy powinien już być w pełni, a grzeją tylko w nocy
To automat zarządza, jak temperatura spada poniżej wymaganej (w każdej spółdzielni/wspólnocie to jest inna temperatura), wtedy grzejniki się włączają. I zwykle w nocy. Maurycku, jak dobrze mieć ciepło i dom. Oby się szybko znalazł stały, ale na szczęście tymczasowa Duża kocha.
Oj tak, dobrze być w ciepłym domku, Mauryś bardzo to docenia. Nawet mu dzisiaj opowiadałam, co on by biedak teraz zrobił gdyby był na ulicy. U nas była taka niesamowita wichura, że wyrwało z podłoża wiatę ze stojakami do rowerów, a to miejsce gdzie karmię bezdomniaki (dzięki tej wiacie jest zadaszenie i nie leje im się do misek) i gdzie Maurycek ostatnio się pojawił.
Koty dzisiaj były przestraszone, rzucało tą wiatą, huk był przy tym okropny, normalnie metalowe rusztowanie wiatr przerzucił przez płot szkoły (płot nowy, całe ogrodzenie wykonane ze środków unijnych, jeszcze chyba nawet nieodebrane przez Unię, a już uszkodzone przez wichurę). Jak zobaczyłam wielką wiatę po drugiej stronie płotu, to aż poszłam do strażników pytać, co się stało.
Biedne koty zmoknięte, ale dzielnie czekające na jedzonko, co chwilę uciekały od misek, jak z hukiem rzucało rusztowaniem za płotem. Dobrze że nic kotom się nie stało, mną też miotało, rąk mi zabrakło do trzymania wszystkiego.
Ale te koty żyją tam już 7 lat, znają każdy kącik, wiedzą gdzie się schować, w zimie mieszkają w rurach ciepłowniczych. A Mauryś tam się pojawił nie wiadomo skąd, gdzie on by się schował przy takiej pogodzie.
A ludzie tam ciągle podrzucają nowe koty, no bo skąd biorą się nagle domowe oswojone na ulicy? Już niejednego kota zabierałam z tamtego miejsca i szukałam domu, nie zostawię przecież domowego kota na ulicy. Ech, życie...
No i jak wróciłam dzisiaj z tego karmienia, to wyściskałam Maurycka i mu opowiedziałam, co dzisiaj zastałam w jego dawnym miejscu bytowania.