Jesteśmy, jesteśmy.
Kumiczek, Biba i Cookie - wszystkie co najmniej dobrze.

Z Tusią niestety jest gorzej. Rozpaskudził się znowu gronkowiec w oczach - krople srebra okazały się niestety za słabe i wróciłyśmy do gentamycyny. Oczywiście się polepszyło bardzo szybko, ale już się obawiam, że jak je skończymy, to znowu się skiepści...
No i z paszczą cały czas problem. To wredne zapalenie plazmocytarne daje się we znaki. Jedyne co, to nie rozrasta się, ale też nie zmniejsza. Nawet steryd nie dał rady, tyle że na sterydzie Tuśka zrobiła się Kluśka. Ze sterydu przeszliśmy na Meloksykam. Siadł apetyt + się Tuś rozrzygała i ewidentnie źle czuła w nocy ze środy na czwartek. Cerenia opanowała rzygawkę. Na podrażnioną błonę śluzową żołądka Tusinek miała dostawać 1/4 ranigastu 75mg. Wczoraj wieczorem podzieliłam ćwiartkę na pół i jak wszystkie dotychczas piguły zawinęłam w mięso. Tuśka się zapluła i zaśliniła hektolitrami śliny. Czyli z Ranigastu nici. Rano atenolol przemyciłam w mięsie między chrupkami, bo po wczorajszym ślinotoku kota odmawia spożywania mięsa. Zjadła rano trochę chrupek, po południu niecałe pół saszetki hill'sa urinary i już. Pół godziny temu wyrzygała część z tej saszetki nawet nienadtrawione razem z wielkim sfilcowanym kłaczkiem, bo po wczorajszym zapluciu namiętnie myła sobie kryzę i rączki. Rano będę dzwonić do wetów, czy przyjechać (jakieś badanie krwi może?) czy jeszcze poobserwować.
Nie kocha mnie już i od rąk ucieka, bo się boi, że znowu będę oczy myć/zakraplać albo jakiś zastrzyk robić, albo w torbę pakować i do weta wieźć.

I podła małpa jestem, bo nawet mleka nie daję od czwartku.
Tyle w skrócie.
Aaa! Mam na Tusię alergię, tzn. nie ja tylko moja skóra na dłoniach.
Więc przez pewien czas obie byłyśmy na sterydach.
