Owszem, zjedzą puszkowe, ale kiedy pojawiłam się z reklamówką (pustą!) w oknie, od razu są na parapecie i sprawdzają, co im przyniosłam


Wczoraj też pojechaliśmy do Zielonego Domku i oddawaliśmy się lenistwu patrząc, jak Siwy robi sobie dziury w palcach przy montowaniu skobla w szopie. Kotek pojawiał się i znikał, ja się przeciskałam przez gęste powietrze. Nagle posłyszałam okropny koci wrzask za domem. Popędziłam (boso po szyszkach), Siwy ruszył do strony komórki.
Za domem czaiła się wielka czarna kula a przed nią stał na palcach najeżony bury kot i miotał przekleństwa.
Przepędziłam tubylca, akurat nadbiegł Siwy, więc kazałam mu uspokoić Kotka. Siwy ograniczył się do pogłaskania po głowie (ręce które leczą

- Chodź Misiu, do domu pójdziesz spać, ten kot już nie przyjdzie - próbowałam przeturlać Kotka bliżej drzwi.
Popatrzył na mnie z politowaniem.
Nigdzie nie będzie szedł, poczeka na tego kota tutaj, jeszcze z nim nie skończył. I rozwalił się jak długi na chłodnym bruku bez cienia histerii w oczach.
Kto by pomyślał.
Zostałam na trzy dni cat-sitterką - mam pod opieką Yetika, bo Zbyszek pojechał z zespołem wystąpić dziś na Woodstocku, a za nim pociągnęła cała rodzina. A Yeti został pilnować domu i biura. A ja pilnuję Yetika.