Bardzo złego nie. Deczko się pomieszało. A ja jakoś straciłam dobry humor. Zastanawiam sie czy by ogłoszenia poszukiwawczego nie wywiesić.
Ludź robiący mnie foty deczko też kosztował nerwów. Komuś mocno się nudzi skoro ma czas na walenie zdjątek stojąc strażniczo przy oknie. Zza firan łypie się aż do skutku. Obecna polityka życia daje przyzwolenie na donosy. Ale ludzie miast w oczy powiedzieć boją się ujawnić nie zadowolonej gęby. Jeszcze się mnie straszy madatem 500 złotowym

Ciekawe kiedy się czepną o wodę jaka ptakom leję.
Autko postanowiło przy próbie odpalenia zajarać się deczko. Coś tam jeszcze nie pasi. Bez tego cholernego auta wiele spraw należy odłożyć. Jedno wiem. Janusz do marszu sie nie nadaje. Wszędzie tyłkowi za daleko jak nawykł do wożenia się.
Danka ma zbity/uszkodzony (?!) kręgosłup i leży prawie nie ruchomo. Prawie, bo gębą trzepie jakby sprawna była

Jak się to stało, nie pytajcie. Jak Janusz zadzwonił ,że w szpitalu są to mnie zmroziło. W piątek kontrola.
Janusz narzeka na serce. Ale do lekarza to mu trudno się dostać. Czyli ruszyć tyłka by numerek wyciągnąć.
Jam się wczoraj wreszcie załapaa bo leki się kończą. Pani doktorka tylko mi recepty wypisałą nawet nie zerkając w mym kierunku. Do "swego" nie dostałam się (podejmowałąm próby od wielu dni) to mi została pierwsza wolna.
Fartoszek już po zębolowym zabiegu. Uff. Jakby lepiej się czuje. Lepiej także je. I łagodniejszy się stał. Uszy leczymy. Bolą ciagle.Wyliniał mocno i taki drobniusi teraz jest. Martwie się. O niego ciagle się martwię.
Reszta kociejstwa różniście. Angel leje nie tam gdzie powinien. Ręce mi opadają. Fartek drze pazury o drzwi. Najpiękniej we frędzlach wyglądają wedle niego. Któreś hafci co dzień. Nażre się po gardło i wypuszcza na wolność to co nie ucha w żołądku. Były saszety ostatnie z Felixa wyciągniete gdzieś przypadkiem z przepaści zapomnienia. To jest to co koty lubią.
Telefony milczą. Maile takoż.
Dwie kotłowniane mają ambaras bo mur burzą. Boje się, że ruszą ich posiadłość w nie długim czasie. Mają tam parking budować i nie wiem jak zagospodarują teren. Ogonek jakby lepiej teraz je. Paszczęka mniej boli. Bo to zęby. Jestem tego pewna. No, prawie. Kropka też ma coś z zębolami. Widziałam jak zareagowała na źle ułożony kawałek w paszczy. Ucieka od jedzenia choć widać, że głodna. Obie dostają antybiotyk. O ile łykną. Kropcia chyba też deczko lepiej je. Obie kochają nerki ale ich nie jedzą. To jest powód do zmartwienia. Tylko miękkie paszteciki ( Ogonek) i miękką wątróbeczkę ( Kropka). Dziś zafundowałam im indyczą. Znaczy się kupiłam i jutro zapodam.
Muszą przeczekać jakoś do naprawy auta. I będę łapać dziewczyny. Niech tam weci zerkną co i jak.
Wszystko zostało odrobaczone więc to jeden powód do zadowolenia.
Zaginął koperek wpakowany do lodówki. Czekający na zupinę. Nikt nie wywalił a kopru nie ma.
Marchewka też sie rozpłynęła. Wczorajsza zupa była niezłym majstersztykiem gotowania i zamianek. Nikt nawet nie śmiał z domowników zaprotestować, jęknąć nawet, skoro im się nie chciało rączek ubabrać w struganiu ziemniaków. Mięsko było ale obiadu nie było. Na hasło "zupa gotowa" się rzucili do gara bez słowa protestu.