Dzięki

Zajadam stres

Dla mnie oddanie kota do adopcji, podróż i pierwsze dni w nowym domu to stres porównywalny do trudnego egzaminu na studiach.Naprawdę.Coraz trudniej to znoszę.Robię, co mogę, aby było jak najlepiej.Koty jeżdżą albo z Marysią, albo z p.Dariuszem, oboje doświadczeni już bardzo, zwierzęcolubni, wiedzą jak przekładać koty do drugiego transporterka, a i koty przykryte kocykiem często zasypiają ukołysane szumem silnika i podróż znoszą dobrze.Koty dostają też wyprawkę.Pszczoły pojechały z posłankami, dostały kilka saszetek, suchy Purizon już był kupiony, tego więc nie dawałam.Zabawki oczywiście zapakowałam, takie stare, które znają, na przykład ulubioną wędkę, tunel, laserek, ale i sporo nowych.Nawet gotową, pokrojoną już surową wołowinę podałam w słoiku, aby miały na pierwszą kolację.Domek bardzo dobrze się przygotował, balkon jest już osiatkowany, moskitiery zamówione, a o kuwecie, drapaku...itd nawet nie wspominam,bo to oczywiste.Bardzo długo trwało, zanim koty pojechały, domek chciał się dobrze przygotować.To młodzi ludzie, jest i syn w wieku szkolnym.Wszyscy mieli kontakt z kotami, bo rodzice Dużej przygarnęli bezdomną kotkę z kociętami, a i Duzi opiekowali się kotką sąsiadów, kiedy ci musieli wyjechać.To wszystko dobrze wróży, a i Pszczoły są kotkami odważnymi, otwartymi na ludzi.Nigdy jednak nie można mieć stuprocentowej pewności, że wszystko zagra, stąd moje zdenerwowanie.