To był mój drugi tymczas z Palucha - wtedy dopiero zaczynały się "adopcje warunkowe", czyli pozwolenie dyrekcji na wyciąganie kotów w najgorszym stanie ze szpitalika (niedostępnego dla odwiedzających ani wolontariuszy). Kota zapoznawało się z opowieści pracownika, czasem udawało się go zobaczyć na wybiegu, czasem ktoś jednak łaskawie na moment wpuścił wolontariusza z aparatem... i wolontariusz starał się typować najbardziej potrzebujące, nieradzące sobie koty.
Podpisywało się poza normalną kartą adopcyjną (z dopiskiem długopisem "tymczasowa") też kartę warunkową, gdzie było kilka razy na różne sposoby zaznaczone, że ponosisz wszelkie koszty opieki nad takim kotem, a schronisko zwolnione jest z opłat, że zobowiązujesz się za własne pieniądze kota leczyć, szczepić, odrobaczyć, wykastrować.
Pierwszy tymczas to był biały Gamoń, głuchy, nie dogadujący się z kotami, nie jedzący w stresie. Jak go wyciągnęłam był mega chudy, mega zakatarzony, wetka jak go zobaczyła powiedziała "po co pani taki kot, on zaraz umrze". Od razu z Palucha do weta, testy FIV, FelV, stosunek albumin do globulin (i od razu podejrzenie FIP, bo zawsze zły...), przez tydzień codziennie na kroplówki dożylne wzmacniające jeździliśmy, do tego dokarmianie reconvalescentem...
Chociaż z żarciem zaskoczył jeszcze tego samego dnia, jak tylko wyszedł ze schroniska.
Druga była Tulcia - przyjechałam znowu wyciągnąć kota ze szpitalika, ale Jamkasica chyba :> albo Naline... zaciągnęła mnie do normalnych adopcji, A1. "Zobacz co tu mamy, jak nie weźmiesz to na obchód na koniec dnia wróci do szpitala, zobacz jak wygląda".
Kotka była świeżo po sterylce (chyba poprzedniego dnia miała), łysy boczek z zaczerwienionym szwem, z nosa właśnie zaczynało ciec, nie jadła, cała się trzęsła, miała mega łupież, futro wychodziło z niej garściami. Białe łapki miała żółte od moczu.
Wet jak ją zobaczył przy adopcji to krzyknął "ale to do warunkowej, tak?!", ja niewinnie "skąd, kotka jest z A1".
"Co mi pani tu wciska, warunkowa, kot ma katar, jest chory!"
"Mogę wziąć i na warunkową, ale kota zabrałam z A1"
Tutaj linki: viewtopic.php?p=6955151#p6955151
"Tula u mnie od niedzieli. Morfologia w porządku, nawet żadnego stanu zapalnego nie ma. FIV i FelV ujemne, co chyba zdziwiło pana weterynarza. O pięciu kilo z przyjęcia mozemy zapomnieć, bo teraz to kotka waży 3 (po 500ml kropłowki...).
Jest wychudzona, świerzb w uszach (zapuszczamy orimedryl), bierzemy antybiotyk, scanomune, trilac. Przez strzykawkę niestety, bo jak do jedzonka (jest megawybredna!! Pół godziny modlenia się nad miską i ledwo co skubnie...) się dorzuci lek, to nie zjada nic.
Dużo pije. Siusia w transporter lub po kątach. Woli w transporter, najlepiej tuż przed wizytą u weta.
Spokojna na rączkach, tuli się, mruczy, śpiewa. Przychodzi i żąda jeszcze. Czesaniem jest zachwycona, to dobrze, bo póki co przez jodynę i siuśki na sobie wygląda na tri

Gryzie przy zapuszczaniu kropli.
Mamy podejrzenie FIPa (albuminy do globulin 4,48), w czwartek usg u Marcińskiego.
Troszku kichamy, ale to nie to, co Biały Pan Kot (Gamoń)."
To był kot do normalnej adopcji, z A1.
6 lat temu, ale schronisko nadal robi źle kotom. I nadal trzeba je stamtąd zabierać jak najszybciej, bo te niezabrane kończą źle.
A w temacie - spróbuj z suchymi szamponami albo takimi szamponami w piance, do wyczesywania, bez wody.
Chociaż z Tuli smród schroniska, moczu i pooperacyjny fiolet to schodził prawie dwa tygodnie...