Kiedy mozna wykąpać kota po kastracji

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob mar 18, 2017 22:25 Re: Kiedy mozna wykąpać kota po kastracji

Tak sobie odświeżyłam moją adopcję tymczasową Tuli Tuliny w styczniu 2011 (wow, to już 6 lat!).

To był mój drugi tymczas z Palucha - wtedy dopiero zaczynały się "adopcje warunkowe", czyli pozwolenie dyrekcji na wyciąganie kotów w najgorszym stanie ze szpitalika (niedostępnego dla odwiedzających ani wolontariuszy). Kota zapoznawało się z opowieści pracownika, czasem udawało się go zobaczyć na wybiegu, czasem ktoś jednak łaskawie na moment wpuścił wolontariusza z aparatem... i wolontariusz starał się typować najbardziej potrzebujące, nieradzące sobie koty.
Podpisywało się poza normalną kartą adopcyjną (z dopiskiem długopisem "tymczasowa") też kartę warunkową, gdzie było kilka razy na różne sposoby zaznaczone, że ponosisz wszelkie koszty opieki nad takim kotem, a schronisko zwolnione jest z opłat, że zobowiązujesz się za własne pieniądze kota leczyć, szczepić, odrobaczyć, wykastrować.

Pierwszy tymczas to był biały Gamoń, głuchy, nie dogadujący się z kotami, nie jedzący w stresie. Jak go wyciągnęłam był mega chudy, mega zakatarzony, wetka jak go zobaczyła powiedziała "po co pani taki kot, on zaraz umrze". Od razu z Palucha do weta, testy FIV, FelV, stosunek albumin do globulin (i od razu podejrzenie FIP, bo zawsze zły...), przez tydzień codziennie na kroplówki dożylne wzmacniające jeździliśmy, do tego dokarmianie reconvalescentem...
Chociaż z żarciem zaskoczył jeszcze tego samego dnia, jak tylko wyszedł ze schroniska.

Druga była Tulcia - przyjechałam znowu wyciągnąć kota ze szpitalika, ale Jamkasica chyba :> albo Naline... zaciągnęła mnie do normalnych adopcji, A1. "Zobacz co tu mamy, jak nie weźmiesz to na obchód na koniec dnia wróci do szpitala, zobacz jak wygląda".
Kotka była świeżo po sterylce (chyba poprzedniego dnia miała), łysy boczek z zaczerwienionym szwem, z nosa właśnie zaczynało ciec, nie jadła, cała się trzęsła, miała mega łupież, futro wychodziło z niej garściami. Białe łapki miała żółte od moczu.
Wet jak ją zobaczył przy adopcji to krzyknął "ale to do warunkowej, tak?!", ja niewinnie "skąd, kotka jest z A1".
"Co mi pani tu wciska, warunkowa, kot ma katar, jest chory!"
"Mogę wziąć i na warunkową, ale kota zabrałam z A1"
Tutaj linki: viewtopic.php?p=6955151#p6955151

"Tula u mnie od niedzieli. Morfologia w porządku, nawet żadnego stanu zapalnego nie ma. FIV i FelV ujemne, co chyba zdziwiło pana weterynarza. O pięciu kilo z przyjęcia mozemy zapomnieć, bo teraz to kotka waży 3 (po 500ml kropłowki...).
Jest wychudzona, świerzb w uszach (zapuszczamy orimedryl), bierzemy antybiotyk, scanomune, trilac. Przez strzykawkę niestety, bo jak do jedzonka (jest megawybredna!! Pół godziny modlenia się nad miską i ledwo co skubnie...) się dorzuci lek, to nie zjada nic.
Dużo pije. Siusia w transporter lub po kątach. Woli w transporter, najlepiej tuż przed wizytą u weta.

Spokojna na rączkach, tuli się, mruczy, śpiewa. Przychodzi i żąda jeszcze. Czesaniem jest zachwycona, to dobrze, bo póki co przez jodynę i siuśki na sobie wygląda na tri :evil: Więc przemywamy, wyczesujemy. Wystawia brzuszek i wtedy łapie pazurami, żeby głaskać.
Gryzie przy zapuszczaniu kropli.

Mamy podejrzenie FIPa (albuminy do globulin 4,48), w czwartek usg u Marcińskiego.
Troszku kichamy, ale to nie to, co Biały Pan Kot (Gamoń)."


To był kot do normalnej adopcji, z A1.
6 lat temu, ale schronisko nadal robi źle kotom. I nadal trzeba je stamtąd zabierać jak najszybciej, bo te niezabrane kończą źle.

A w temacie - spróbuj z suchymi szamponami albo takimi szamponami w piance, do wyczesywania, bez wody.
Chociaż z Tuli smród schroniska, moczu i pooperacyjny fiolet to schodził prawie dwa tygodnie...

Szalony Kot

 
Posty: 23304
Od: Pt wrz 24, 2010 13:01
Lokalizacja: Grodzisk Maz./ Warszawa

Post » Sob mar 18, 2017 22:39 Re: Kiedy mozna wykąpać kota po kastracji

Blue pisze:
NITKA/KARINKA pisze:Na wątku GPK Mrau są takie zdjęcia kota z tego wątku


Ile ten kot ważył?
Wygląda na strasznie wychudzonego. Czy to tylko złudzenie?

Ile by nie ważył, to jeśli zaczął glucić pod koniec kwarantanny, to w schronie by nie przytył.
Rzadko młode, bezdomne koty są wypasione.
Założycielka wątku pisała, że jest chudy i drobniutki.

Ten kot spędził 2 tygodnie w klatce, na kwarantannie - o ile wiem, wolontariuszki na kwarantannę mają utrudniony (o ile w ogóle) wstęp. Natychmiast po kwarantannie został wykastrowany i wydany. We wtorek. W tygodniu, na ile się orientuję, nie ma żadnego wolontariusza w schronie.

Biegunka też może być lekką nadinterpretacją - założycielka wątku pisała o obklejonej pupie, ale pokażcie mi długowłosego kota, który spędził dwa tygodnie w klatce, w stresie i nie ma oblepionego tyłka. Prawdopodobnie większość tego czasu spędził siedząc w kuwecie. Nawet prawidłowa kupa przyklei się w takich warunkach do długiego włosa i uwięźnie w nich na amen. Każdy by śmierdział.

Na fotach - zrobionych w trakcie kwarantanny - nie widać kataru, czyli jeśli zaczął glucić to faktycznie pod sam koniec kwarantanny. Gdyby nie kastracja i szybkie wydanie do domu, miałby małe szanse na wyzdrowienie i równie małe na adopcję ze szpitala, do którego pewnie trafiłby dzień-dwa po kastracji (lub bez niej). Bez kastracji szanse na adopcję miałby zerowe.
Pchełeczka nie napisała o jednym - niewykastrowanego długowłosego kota (w dramatycznym już stanie) mogła wyciągnąć ze schronu wyłącznie dlatego, że jest wieloletnią, zaangażowaną i godną zaufania wolontariuszką. Osoba z ulicy nie dostanie kota niewykastrowanego, więc bez kastracji w przypadku pogorszenia stanu zdrowia jedyną możliwością wydostania tego kota ze schronu byłoby znalezienie mu dt, do którego Paluch miałby równie duże zaufanie. Jak łatwo o takie dt możemy sobie powyobrażać dla sportu.

Blue, ja rozumiem Twoje opory, bo wydawałoby się, że wszystko jest "niezgodnie ze sztuką". Jednak wystarczy poobserwować wątek paluchowy, żeby wiedzieć, że każdy kot w schronie to przypadek szczególny i najlepsze, co można dla niego zrobić, to maksymalnie skrócić jego czas pobytu w tym miejscu. Nawet, jeśli wiąże się to z naciągnięciem czy złamaniem zasad "sztuki". Nie dlatego, że opieka jest zła, tylko dlatego, że kocia psychika jest zbyt słaba.
Schron to nie dom tymczasowy, gdzie koty mają zapewnioną indywidualną opiekę i mogą sobie pozwolić na wielotygodniowe dochodzenie do formy, a kot do adopcji idzie odpicowany i wychuchany. Schron chroni przed bezdomnością w równym stopniu, co wiata chroni przed deszczem. Robi się niezbędne minimum chociażby z racji skali - tylko w lutym na Paluch trafiło 48 kotów, a to nie jest szczyt sezonu przecież. Również 48 poszło do adopcji. Koty idą do adopcji zaszczepione, zaczipowane, przetestowane i wykastrowane. Tylko, cholerny świat, śmierdzące i zasmarkane. Bo w domu mają szanse tego smarka pozbyć się w przepisowym czasie, a w schronie co najwyżej wyhodować ze smarka permanentnego gluta. O ile ich ten smark wcześniej nie zabije mimo leczenia.

Nie jestem i nie będę paluchowym wolontariuszem, ale śledzę ich wątek i strony palucha, i usiłuję zrozumieć, w jakich warunkach działają zarówno pracownicy, jak i wolontariusze. Widzę koty, które trafiają zdrowe i nie wychodzą z kwarantanny w ogóle, albo umierają dzień po jej zakończeniu - bo tak szybko wykańcza je stres. No cóż, może opieka również nie jest idealna, ale to kolejny powód, żeby te koty jak najkrócej w schronie przebywały. Nawet naciągając lub łamiąc pewne zasady. Nie będąc wolontariuszem widzę, że każdy wybór w schronie jest zły - ale wydaje mi się, że jednak z tych wyborów między złym i gorszym, przynajmniej w tym wypadku wybrano opcję dla kota mniej złą.

Oczywiście, Paluch na pewno mógł przetrzymać kota dzień dłużej po kastracji, tylko - nie znając domu - nie było żadnej gwarancji, że następnego dnia ten dom jeszcze będzie, że przyjedzie. A to był wtorek, więc do końca tygodnia zostało jeszcze parę długich dni. Może ktoś by się trafił następnego dnia, a może nie. Ten konkretny kot by na pewno znalazł dom w weekend, o ile do tego weekendu nie trafiłby do szpitalika. Stamtąd już trudniej adoptować kota i trudniej o dom dla kota ciężko chorego, niż lekko zakatarzonego.

Kot jest wygrany, bo nie spędził nawet godziny zbyt długo w schronie.
Trafił do fajnego, jak się wydaje, troskliwego domu, któremu zależy na zdrowiu i samopoczuciu zwierzaka.
Owszem, dom nie został prawdopodobnie prawidłowo poinformowany o stanie zdrowia kota.
Prawdopodobnie, bo nawet bardzo zaangażowany adoptujący (a może właśnie taki najbardziej) niekoniecznie wszystko "przyjmie" w trakcie rozmowy.
Bo najzwyczajniej w świecie też jest w stresie i zaaferowany*.
Z osób obecnych na miau pewnie tylko jego założycielka wie, jak przebiegała rozmowa.
A także, w jakim, tak naprawdę stanie, jest kot. Bo u weta była i za całe podsumowanie wizyty padło stwierdzenie, że dostała szamponetkę.
Jakby kot był umierający, to pewnie byśmy się o tym dowiedzieli szybciej niż o szamponetce.
A dowiedzieliśmy się, że się sam pcha pod prysznic, więc kąpiel nie powinna być zbyt stresująca.

*[OT: Jak bardzo potrafią być zaaferowani ludzie odbierający zwierzęta z Palucha, dowiedziałam się od pewnego pana, który się ciężko zdziwił, że jego pies ma czipa - właśnie wszczepionego w schronie. Był tak przejęty sytuacją, że z całej długiej pogadanki pamiętał tylko, że była... długa. A on już chciał być ze zwierzakiem w domu. Nie twierdzę, że każdy tak ma, ale sądzę, że to dość częsty objaw.]

OKI

Avatar użytkownika
 
Posty: 42584
Od: Śro gru 23, 2009 19:05
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob mar 18, 2017 22:51 Re: Kiedy mozna wykąpać kota po kastracji

No to po kolei i powoli :wink:
Hokej trafił do schroniska zdrowy, w niezłym stanie, acz bardzo szczuplutki i nieco skołtuniony.
standardowo spędził w kwarantannowej klatce 2 tygodnie i po tym czasie poszedł na kastrację.
Wykastrowany trafił do sali posterylkowej, która znajduje się w części adopcyjnej (uff! że już nie w szpitalu, dzięki temu mniej kotów umiera!).
Do tej sali mogą wejść adoptujący TYLKO w obecności opiekuna/wolontariusza. I mogą adoptować kota po zabiegu - wszak rekonwalescencję lepiej i bezpieczniej przechodzi się w domowych warunkach mając indywidualna opiekę niż w sali schroniskowej, do której tylko czasem ktoś zagląda (bo kto z pracowników ma na to czas?).
NIE są wydawane do adopcji koty nieprzytomne! Natomiast takie, którym jeszcze plączą się łapy - TAK. Analogicznie w lecznicach wydawane są zwierzaki jeszcze nieco otumanione narkozą. To nie ma nic wspólnego z wydaniem kota nieprzytomnego.
Hokej po kwarantannie trafił na kastrację, a po kastracji znalazł się w sali posterylkowej, a nie w szpitalu, ponieważ nie przejawiał żadnych objawów chorobowych.
Ale w schronisku zdrowie kotów to bardzo delikatna sprawa - po kilku godzinach/następnego dnia zdrowy kot może być już kotem chorym. I tak tu pewnie się stało. Przykra schroniskowa norma, którą trudno zaakceptować - nigdy nie wiemy czy dziś zdrowy kot jutro nadal będzie zdrowy, a chory czy jutro będzie jeszcze żył.
Każdy kot po schronisku śmierdzi. Choćby dlatego, że w kuwetach są gazety i koty moczą sobie łapki. A jeśli jeszcze po narkozie kot zesiusiał się pod siebie (co umówmy się, zdarza się dość często), to tym bardziej będzie śmierdział. Owszem, chciałabym, żeby ze schronu wychodziły pachnące i zdrowe kotki, ale niestety schronisko to nie spa.
Skołtunione futro też niestety jest standardem. Mimo wyczesywania (w miarę możliwości i czasu) wystarczy sam fakt siedzenia w klatce, żeby sierść się skołtuniła. Kot na ograniczonej przestrzeni ma problem z zadbaniem o higienę. A jeśli ma dłuższy włos to problem jest jeszcze większy - kot szybciej się kołtuni. Poza tym praktycznie zawsze już na wejściu do schronu koty są skołtunione.

Czyli podsumowując:
Hokej, po zakończonej kwarantannie poszedł na kastrację i pojechał do domu. Po narkozie spadła mu odporność i zaglucił - zdarza się to całkiem często (zawsze mówimy ludziom, że po adopcji kot może się rozchorować. I często zdarza się, że jeszcze tego sama dnia w domu kot zaczyna glucić :( ).
Każdy poschroniskowy kot zamiast pachnieć śmierdzi, bo jest kotem ze schroniska. Dla osoby, która nie zna smrodu schroniska, może to być nie do zniesienia (tak przy okazji, my po wyjściu ze schroniska też śmierdzimy :wink: ). W ciągu kilku dni po adopcji koty się domywają.
Długowłosy kot praktycznie zawsze będzie skołtuniony lub w przypadku większego skołtunienia - ogolony, bo w kwarantannowej klatce nie zadba o higienę, a wyczesywanie kotów długowłosych nie jest priorytetowym zabiegiem higienicznym (ważniejsze będzie zadbanie np. o odparzony tyłek kota z biegunką).


Adopcja Hokeja odbyła się w tygodniu, bez udziału wolontariuszy. I bez żadnego kontaktu z wolontariuszami (dopiero po fakcie czyli po adopcji i na naszą prośbę doszło do kontaktu).
Mam nadzieję, ze zostały zachowane wszelkie procedury i osoba adoptująca jeszcze przed adopcją została poinformowana o wszystkim, o czym powinna :ok:
Natomiast zawsze może do nas zadzwonić z każdym problemem/pytaniem.

Ogromnie się cieszę, że Hokej pojechał do domu :ok: Miał ogromne szczęście, że spędził w schronisku tylko dwa tygodnie.
I cieszę się, że ma troskliwą opiekę :ok:

A tutaj Hokej na dwa dni przed adopcją:
Obrazek
Obrazek

Revontulet

 
Posty: 5813
Od: Sob maja 26, 2012 8:26
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie mar 19, 2017 7:30 Re: Kiedy mozna wykąpać kota po kastracji

OKI pisze:Ile by nie ważył, to jeśli zaczął glucić pod koniec kwarantanny, to w schronie by nie przytył.
Rzadko młode, bezdomne koty są wypasione.


Domyślam się.
Spytałam się z ciekawości, bez podtekstów. Bo na zdjęciu wygląda na bardzo chudego.

A jeśli chodzi o zdanie wolontariuszy na temat takiej adopcji i moich wątpliwości - czyż nie można tak od razu?
Zamiast - wyluzuj, nie takim tonem, proszę (jakim, ja się pytam?)?

Nadal uważam że nie powinny być wydawane nowym opiekunom koty jeszcze nie do końca wybudzone (bo kontakt z wirusami i tak już miały i dodatkowe parę godzin w klatce w sali posterylkowej nic nie zmieni a jazda do domu, nowy dom dla kota jeszcze otumanionego narkozą, zestresowanego swoją nieporadnością i zagubionego, czasem wychłodzonego i źle się czującego - to stres dodatkowy) - ale Wasze obecne wypowiedzi gdzie nie jestem traktowana jako ktoś kto nie ma prawa się wypowiedzieć i wątpliwości mieć - dużo zmieniły w moim podejściu do sprawy. Dziękuję.

*[OT: Jak bardzo potrafią być zaaferowani ludzie odbierający zwierzęta z Palucha, dowiedziałam się od pewnego pana, który się ciężko zdziwił, że jego pies ma czipa - właśnie wszczepionego w schronie. Był tak przejęty sytuacją, że z całej długiej pogadanki pamiętał tylko, że była... długa. A on już chciał być ze zwierzakiem w domu. Nie twierdzę, że każdy tak ma, ale sądzę, że to dość częsty objaw.]


Więc może przydałoby im się wręczać na wyjściu karteczkę z podsumowaniem informacji które były im przekazywane?
Tak by miał to wszystko zebrane w kupie i do przeczytania na spokojnie?

Blue

 
Posty: 23911
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Nie mar 19, 2017 11:09 Re: Kiedy mozna wykąpać kota po kastracji

Blue pisze:
OKI pisze:Ile by nie ważył, to jeśli zaczął glucić pod koniec kwarantanny, to w schronie by nie przytył.
Rzadko młode, bezdomne koty są wypasione.


Domyślam się.
Spytałam się z ciekawości, bez podtekstów. Bo na zdjęciu wygląda na bardzo chudego.

A jeśli chodzi o zdanie wolontariuszy na temat takiej adopcji i moich wątpliwości - czyż nie można tak od razu?
Zamiast - wyluzuj, nie takim tonem, proszę (jakim, ja się pytam?)?

Pewnie można, ale to już nie do mnie pytanie ;)


Blue pisze:Nadal uważam że nie powinny być wydawane nowym opiekunom koty jeszcze nie do końca wybudzone (bo kontakt z wirusami i tak już miały i dodatkowe parę godzin w klatce w sali posterylkowej nic nie zmieni a jazda do domu, nowy dom dla kota jeszcze otumanionego narkozą, zestresowanego swoją nieporadnością i zagubionego, czasem wychłodzonego i źle się czującego - to stres dodatkowy) - ale Wasze obecne wypowiedzi gdzie nie jestem traktowana jako ktoś kto nie ma prawa się wypowiedzieć i wątpliwości mieć - dużo zmieniły w moim podejściu do sprawy. Dziękuję.

Myślę, że to nie chodzi o kontakt z wirusami, który - jak zauważyłaś - już był. Sala posterylkowa jest równie nowym miejscem dla kota, co nowy dom. Jak nazwa wskazuje, kot tam trafia po sterylce (kastracji). Wcześniej przebywa w zupełnie innej sali (w tym wypadku na kwarantannie).
W świecie idealnym pewnie można by było poczekać te parę godzin. Dom grzecznie by siedział, a z nim personel weterynaryjny i aopcyjny - do czasu aż kot oprzytomnieje w 100%. Czasem 2-3 godziny, czasem kilkanaście, bo jak wiemy, koty różnie wychodzą z narkozy, nawet lekkiej do kastracji. Jednak świat nie jest idealny.
Nie mam cienia wątpliwości, że w nowym, ciepłym domu, na poduchach pod indywidualną opieką kot ma o wiele lepsze warunki dochodzenia do siebie po kastracji, niż w klatce na jakiejś ogólnej (=wielokociej) sali na Paluchu. Nie sądzę, żeby ktoś na tej sali przebywał non-stop pilnie obserwując wybudzające się zwierzęta :roll:

Blue pisze:
*[OT: Jak bardzo potrafią być zaaferowani ludzie odbierający zwierzęta z Palucha, dowiedziałam się od pewnego pana, który się ciężko zdziwił, że jego pies ma czipa - właśnie wszczepionego w schronie. Był tak przejęty sytuacją, że z całej długiej pogadanki pamiętał tylko, że była... długa. A on już chciał być ze zwierzakiem w domu. Nie twierdzę, że każdy tak ma, ale sądzę, że to dość częsty objaw.]


Więc może przydałoby im się wręczać na wyjściu karteczkę z podsumowaniem informacji które były im przekazywane?
Tak by miał to wszystko zebrane w kupie i do przeczytania na spokojnie?

Ja tam nie wiem na pewno, ale domyślam się, że zwierzęta z Palucha są wydawane z umową i dokumentacją medyczną oraz zaleceniami, jeśli takie są. Zapewne na piśmie ;)
Tak naprawdę trudno się czepiać, że nie zostały udzielone informacje nt. kąpieli, bo to nie jest standardowe zalecenie medyczne w przypadku kotów.
Jeśli nie padło takie konkretne pytanie, to i nie było odpowiedzi.
Co do braku innych zaleceń, to w wątku nie ma zbyt dużo informacji nt. tego czy były, czy nie było ich.

Blue, nie twierdzę, że na Paluchu wszystko jest idealnie i tak, jak być powinno. Z całą pewnością jest jeszcze masa rzeczy do poprawienia.
Jednak obserwując przez lata widzę, jak zmieniają się z korzyścią dla zwierząt zarówno opieka, jak i procedury adopcyjne. I często są to zmiany wynikające po prostu z doświadczenia tego konkretnego miejsca, a nie z ogólnie przyjętych norm i zasad. W szczególnych okolicznościach, a takimi są warunki schroniskowe, trzeba się umieć posługiwać własnym doświadczeniem, nawet jeśli oznacza ono złamanie zasad i narażenie się na krytyczne uwagi. Z drugiej strony, nadmierna krytyka może doprowadzić do zmiany procedur na mniej korzystne dla zwierząt - jest to jednak jednostka budżetowa, która musi się liczyć z tzw. opinią publiczną.
Dlatego, jeśli wolontariuszki paluchowe twierdzą, że taka czy inna praktyka - choć niezgodna z ogólnie przyjętymi normami - wynika z konkretnych, paluchowych doświadczeń i jest z korzyścią dla zwierząt (spadła ilość zgonów, odkąd została wprowadzona), to może warto im po prostu zaufać w tym względzie?

OKI

Avatar użytkownika
 
Posty: 42584
Od: Śro gru 23, 2009 19:05
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie mar 19, 2017 12:07 Re: Kiedy mozna wykąpać kota po kastracji

OKI pisze:
Myślę, że to nie chodzi o kontakt z wirusami, który - jak zauważyłaś - już był. Sala posterylkowa jest równie nowym miejscem dla kota, co nowy dom. Jak nazwa wskazuje, kot tam trafia po sterylce (kastracji). Wcześniej przebywa w zupełnie innej sali (w tym wypadku na kwarantannie).
W świecie idealnym pewnie można by było poczekać te parę godzin. Dom grzecznie by siedział, a z nim personel weterynaryjny i aopcyjny - do czasu aż kot oprzytomnieje w 100%. Czasem 2-3 godziny, czasem kilkanaście, bo jak wiemy, koty różnie wychodzą z narkozy, nawet lekkiej do kastracji. Jednak świat nie jest idealny.
Nie mam cienia wątpliwości, że w nowym, ciepłym domu, na poduchach pod indywidualną opieką kot ma o wiele lepsze warunki dochodzenia do siebie po kastracji, niż w klatce na jakiejś ogólnej (=wielokociej) sali na Paluchu. Nie sądzę, żeby ktoś na tej sali przebywał non-stop pilnie obserwując wybudzające się zwierzęta :roll: ]


:ok: :ok: :ok:
W sali posterylkowej znajduje się od jednego do kilkunastu kotów. Nie są w klatkach. Są w otwartych transporterach lub przenoszone do budek ustawionych w zacisznym miejscu. Te, które z jakiegoś powodu trafiają do klatki, spanikowane próbują się z niej wydostać, obijając się, przewracając, obijając głową o pręty. Pamietajmy, że w schronisku kot zawsze jest w stresie. Jeśli jeszcze dodatkowo po narkozie ma problem z poruszaniem się, słyszy szczekanie psów, to po prostu wpada w panikę. To nie są warunki do spokojnego dochodzenia do siebie. Mimo oddzielenia pokoju pozabiegowego od innych, musicie sobie zdawać sprawę, że w schronisku nie ma możliwości na spokojne dochodzenie do siebie po zabiegu. Nikt też nad takim kotem stale nie czuwa, bo zwyczajnie nie ma takiej możliwości.
Jeżeli ktoś chce adoptować kota świeżo po kastracji MUSI kilka godzin poczekać aż zwierzak będzie przytomny i transport będzie dla niego bezpieczny. I serio ludzie siedzą z kotem w pokoju i czekają.
A jeśli kotu jeszcze plączą się łapy, to niech mu się plączą w domu pod czujnym okiem opiekuna.
Parę lat temu kocury i kotki były wydawane do adopcji dopiero kilka dni po zabiegu. Kilka lat temu śmiertelność wśród kotów wynosiła ponad 40% (nie licząc miotów najmniejszych kociąt). Nie chcemy do tego wracać.

Blue pisze:Więc może przydałoby im się wręczać na wyjściu karteczkę z podsumowaniem informacji które były im przekazywane?
Tak by miał to wszystko zebrane w kupie i do przeczytania na spokojnie?


Podczas adopcji powinna być wydawana teczka z ulotkami zawierającymi informacje co należy robić po przyjeździe z kotem do domu, jak się nim opiekować, jak wprowadzać do drugiego kota, itp. Jest informacja, że kot może się rozchorować. A jeżeli kot jest wydawany w trakcie leczenia, lekarz wypisuje nazwy leków i zalecenia. Jeżeli kot miał badania, to drukowane są wyniki tych badań. I liczę na to, że ta procedura jest zachowana. Nie tylko podczas naszych dyżurów, ale na co dzień także.
Tutaj Hokej jest zaopiekowany jak należy :1luvu:
Ale uwierz mi, często zdarza się, że mimo długiej rozmowy na temat np. izolowania kotów, mimo tego, że adoptujący dostaje ulotkę, w której jest rozpisane krok po kroku jak wprowadzać kota do domu, w którym jest już kot, ludzie potrafią do nas zadzwonić godzinę po adopcji i mówią, że koty na siebie syczą i co oni mają zrobić...

OKI pisze:Blue, nie twierdzę, że na Paluchu wszystko jest idealnie i tak, jak być powinno. Z całą pewnością jest jeszcze masa rzeczy do poprawienia.
Jednak obserwując przez lata widzę, jak zmieniają się z korzyścią dla zwierząt zarówno opieka, jak i procedury adopcyjne. I często są to zmiany wynikające po prostu z doświadczenia tego konkretnego miejsca, a nie z ogólnie przyjętych norm i zasad. W szczególnych okolicznościach, a takimi są warunki schroniskowe, trzeba się umieć posługiwać własnym doświadczeniem, nawet jeśli oznacza ono złamanie zasad i narażenie się na krytyczne uwagi. Z drugiej strony, nadmierna krytyka może doprowadzić do zmiany procedur na mniej korzystne dla zwierząt - jest to jednak jednostka budżetowa, która musi się liczyć z tzw. opinią publiczną.
Dlatego, jeśli wolontariuszki paluchowe twierdzą, że taka czy inna praktyka - choć niezgodna z ogólnie przyjętymi normami - wynika z konkretnych, paluchowych doświadczeń i jest z korzyścią dla zwierząt (spadła ilość zgonów, odkąd została wprowadzona), to może warto im po prostu zaufać w tym względzie?


OKI, po prostu DZIEKUJĘ! :1luvu: :201494

Gdyby na paluchu było idealnie to nie poświęcałybyśmy swojego życia na wizyty tam. Serio jest wiele fajniejszych zajęć niż podcieranie kocich tyłków czy notowanie i zgłaszanie kto jaką kupę zrobił, kto nie je, kto źle się czuje.
Nam też wiele rzeczy się nie podoba i wiele trudno zrozumieć.
Do tego co się dzieje z kotami w schronie, nie da się przyzwyczaić. Dla nas to też jest traumatyczne doświadczenie.
I widząc (a nie tylko wyobrażając sobie) co dzieje się z kotem w schronie, jak się zachowuje trafiając do kwarantannowej klatki, obserwując jego przerażenie, to jak próbuje zniknąć, to jak z tygodnia na tydzień wygląda gorzej i wiedząc jak wiele z nich za pobyt tu zapłaci najwyższą cenę - nie da się stwierdzić, że dla kota lepiej będzie jeśli spędzi w schronie dodatkowy dzień, zamiast od razu jechać do domu, jeśli tylko jest szansa na przyzwoity dom.
Rozumiem, że osobom nie znającym schroniskowych realiów, może być trudno zrozumieć pewne rzeczy. Ale zmiany, które następują, wynikają z pewnych doświadczeń. Na paluchu zmalała śmiertelność, zmniejszyła się także liczba zwrotów.
Ale Paluch nadal jest bardzo trudnym miejscem dla kotów. Rocznie trafia tu ok. 1400-1500 kotów i nadal zbyt wiele nigdy z niego nie wychodzi.
Najskuteczniejszym sposobem zwiększenia ich szansy na przeżycie jest SKRÓCENIE ICH POBYTU TUTAJ DO ABSOLUTNEGO MINIMUM. Szybka adopcja realnie zwiększa szanse na przeżycie.
Obrazek

Revontulet

 
Posty: 5813
Od: Sob maja 26, 2012 8:26
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie mar 19, 2017 14:24 Re: Kiedy mozna wykąpać kota po kastracji

Powiem jedno. Wszystko rozumiem i nie mam powodu nie wierzyć, że tylko dobro kota było najważniejsze. Tylko tyle i aż tyle.
Znam z własnych doświadczeń jak DS postępować potrafi choć człowiek grzeje klawiaturę pisząc litanie jak postępować. I wielokrotnie ustnie kładzie do głowy.
Ten wątek to jedno wielkie nie porozumienie wynikające z przekazu info. Uważam, że gdyby opiekunka wsio dostała, wiedziała, otrzymała kontakt pomocowy...to nie zakładałaby wątku.
Zamiast jednak pieklic się, jak to było w niektórych przypadkach, w obronie wydania kota w stanie " nie fajnym " trzeba było napisać: nie znam sprawy, dowiem się i napiszę?
A potem podać to co teraz jest napisane.
Mnie zdziwił mocno stan kota wydany do adopcji. Nadal mnie dziwi ale znając okoliczności jestem w stanie sobie wyobrazić dlaczego tak się stało. Zabrakło konkretnej wiedzy na powyższy temat. A tzw wyjaśnienia padły w formie...jakby to nazwać, mało przyjaznej.
Trzymam wielkie kciuki za kota :ok:
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 56008
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

Post » Nie mar 19, 2017 21:38 Re: Kiedy mozna wykąpać kota po kastracji

Krótko po adopcji dom adopcyjny kontaktował się z wolontariuszką i z pewnością założenie wątku na forum nie wynikało z tego, ze brak było możliwości zwrócenia się do wolontariuszki z tym samym pytaniem, które padło na forum.

Aska, z mojej winy i braku wyobraźni nie zakładałam, żeby ataki na schronisko za zbyt wczesne wydanie kota dokonywane przez osobę będącą na forum tak długo jak Blue i chyba dość poważaną (o ile jestem się w stanie zorientować w relacjach forumowych na podstawie swojego dość ograniczonego uczestnictwa), były skutkiem tak głębokiej niewiedzy na temat schroniska, żeby wszystko trzeba było tłumaczyć wyczerpująco i od podstaw. Bardziej mi się kojarzyły ze złą wolą niż z tak totalnym brakiem wyczucia, czym jest schronisko, by zakładało się, ze przeprowadzka do nowego domu tuż po kastracji jest dla kota większym stresem aniżeli spędzenie o jeden dzień w schronisku więcej. No i wszak sama adoptująca nie zgłaszała na wątku zastrzeżeń do zbyt wczesnego wydania kota przez schronisko, burza w szklance wody na ten temat była wyłącznie dziełem starych wyjadaczek forumowych.

Raczej dotychczas zetknęłam się na tym forum z pełnym zrozumieniem tego, czym jest dla kota schronisko i poparciem dla maksymalnego skrócenia jego pobytu. Stąd też mój pierwszy post nie był kilometrowy (mimo że stan wiedzy mamy na temat tej adopcji, a tym bardziej na temat przyjętych w schronisku zasad i ich uzasadnienia, wspólny i niezmienny od początku), ale raczej poruszał najważniejsze kwestie, w odpowiedzi na które można było np. w razie dalszego poczucia niedoinformowania dopytać na privie albo choć życzliwie na forum, a nie ponawiać ataki z pozycji osoby z góry wiedzącej, że źle się dzieje w państwie duńskim. Ataki, w odpowiedzi na które nie widziałam już żadnego pola do merytorycznej dyskusji, bo przy tak nieprzychylnym nastawieniu dyskutanta cokolwiek bym napisała, zostałoby uznane za skandaliczne, a tymczasem naprawdę tego typu dyskusje mogą wywołać daleko idące reperkusje i w efekcie zwiększyć śmiertelność kotów, o czym od początku pisałam i co wyłożyła bardzo trafnie OKI (i nie tylko to zresztą).

A do schroniska chodzimy my i też nie jest to nasz psi obowiązek lub przyjemność, więc konfrontując się na co dzień z setkami kocich tragedii i sytuacji beznadziejnych, musząc sobie z tym psychicznie radzić, naprawdę nie mamy obowiązku - i nasz wolontariat tego nie obejmuje - jeszcze być przez tzw. życzliwych traktowane jak chłopcy do bicia i stawiane na baczność oraz do raportu za rzeczy, które akurat są głęboko uzasadnione i mają swój sens - niestety dostępny głównie dla osób mających jakiekolwiek wyobrażenie o schronisku. Ja osobiście nie mam ochoty się tłumaczyć w odpowiedzi na ataki, mogę życzliwie wyjaśniać w odpowiedzi na życzliwe pytania - bo żadna z nas nie chodzi do schroniska dla chwały, byłaby to zbyt płytka i niewystarczająca motywacja, ale jednak miło by było, gdyby nasza praca była choć trochę szanowana (tym bardziej, że są jej wymierne efekty), a do nas i do tego, co piszemy o schronisku - miano odrobinę zaufania. Podobnie, jak my szanujemy pracę wszystkich innych działaczy prokocich, których główne formy działania są inne niż wolontariat schroniskowy, i których jest większość.

A na koniec napiszę, ze niedawno odbierałam po zabiegu swojego rezydenta już wybudzonego, ale z plączącymi się nogami i spieszyłam się, jak tylko mogłam najszybciej po informacji, ze się wybudził i jest do odbioru - nie chciałam, żeby w nieznanym miejscu, bez swojego człowieka spędził choć pół godziny dłużej, niż to było konieczne. Tym bardziej, że zaliczył już odsiadkę w schronisku, w tym chorobę, i mu starczy. Kot po drodze posiusiał się w transporterze pod siebie, bardziej wonnie niż zwykle, i później jeszcze przez jakiś czas śmierdział, na szczęście jest krótkowłosy, więc szybciej się domył. Po zabiegu odporność mu osłabła i był kichający. Ale nawet jeszcze półprzytomny z przyjemnością korzystał z możliwości posiedzenia mi na kolanach i bycia wygłaskanym.

Dlaczego - jeśli kot niebezdomny ma to szczęście, ze może dochodzić do siebie w swoim domu, a nie w obcym, bezosobowym miejscu, w którym w ściany wryły się zapachy setek kotów, wtopiło się kocie cierpienie i rozpacz, do którego wciąż przyjeżdżają nowe koty, z których każdy może być potencjalną bombą epidemiologiczną - mamy odmówić tego samego kotu, który jest pokrzywdzony przez bezdomność, ale znalazła się dobra i odpowiedzialna osoba, która tę bezdomność chce zakończyć?

EDIT:
I czy postulowalibyśmy także pozostawienie osieroconego dziecka, żeby zakończyło pooperacyjną rekonwalescencję w domu dziecka w celu uniknięcia stresu wywołanego przenosinami do nowego domu i lepszego wyleczenia się, czy też jednak zabralibyśmy je jak najszybciej do domu, i tak zamierzając je adoptować?
ObrazekObrazek

boniedydy

 
Posty: 1622
Od: Śro wrz 11, 2013 22:05

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: kasiek1510 i 649 gości