Hej Dorotko

U mnie wysiłek fizyczny też powoduje dostanie @ zawsze. Tj o ile mam jakiś wysiłek fizyczny

Sihaja pisze:A! No właśnie. Spining to w tym przypadku jazda na rowerze. Już mówię spining, bo jak poszłam do fitnesu i poprosiłam o karnet na trening na rowerach stacjonarnych,
to pani oczy wybałuszyła i się dopytała, na co chcę karnet. A więc nie ma jazdy (treningu) na rowerze stacjonarnym, czy coś w tym rodzaju. Jest spining. Kocham język ojczysty. Ale niestety trzeba się przystosować, bo inaczej nas nie zrozumieją. Chodzę tez na aerobik i tam też wszystkie polecenie są z angielska. Nie ma podskoków, tylko jakieś czipidejle np. Albo steptacze. NO masakra.
Miłego dnia

Nie cierpię takich ludzi. Takie wywyższanie się. Dokładnie wiedziała o co chodzi, ale rżnęła światową. Raz byłam na stacji benzynowej na jakiejś wsi i były rogale croissant. Powiedziałam, że chcę dwa KROSINATY. Baba młoda wybałuszyła oczy i mówi co chcę? No krosinaty? a ona że dalej nie rozumie mimo, że miała je przed nosem. Więc zmyta pokazałam palcem i powiedziałam "rogale". Szkoda, że ja zawsze zachowuje się tak, że nie chcę kłopotów sprawiać i wymagać i w takich miejscach czuję się niżej od miotły, bo powinnam jej powiedzieć co o niej myślę.
Myślę, że u nas w mieście to by się z tego śmiali. Wiadomo o co mi chodziło.Każdy głupi by się domyślił.
Ja też nie znoszę zastępowania polskich wyrazów angielskimi. Normalnie wnerwia mnie to strasznie. Jak dziś wygląda j. polski? 50 procent to polski a 50 to łamany angielski. Ja uparcie mówię po polsku.
Raz dostałam się na warsztaty z fotografem z Ameryki. Było mówione, że będzie tłumacz. Tylko 10 osób dostąpiło tego zaszczytu. Okazało się, że wszyscy tam nadawali po angielsku, a ludzie którzy przed wejściem na salę patrząc mi w oczy mówili, że nie umieją nic a nic angielskiego i liczą na tego tłumacza, potem na wyścigi podnosili rączki i prześcigali się w mówieniu płynnie po angielsku.
Ja się czułam obrażona. Nie rozumiałam nic. Jechałam do Krakowa (znowu Kraków) specjalnie na to spotkanie, z tłumaczem a tu tłumacz tłumaczył z angielskiego na angielski.
Na przerwie po prostu wyszłam i nie wróciłam.
Dołączyłam do rodzinki, która spacerowała po Krakowie.
Ja uważam, że w kraju do którego się przyjeżdża powinno się mówić w jego języku. Jak jestem w Polsce to niech sobie Amerykanin znajdzie tłumacza - trochę szacunku. Jak pojadę do Ameryki to ja będę się starać, żeby mówić w ich języku.
Nie jestem obrażona na to dlatego, że nie umiem angielskiego. Cały czas pracuje z angielskim i troszkę rozumiem. Ale tamten tak napierdzielał, że dla mnie mógł mówić po chińsku, byłby to ten sam bełkot.
Aha jeszcze jedno mnie wkurza - Polacy tak się szczycą, że umieją mówić po angielsku i jeżdżą na zagraniczne wojaże, a nie potrafią mówić i pisać po polsku. I to jest najbardziej żałosne.
Spacer nie zając - nie ucieknie

Miłego dnia

U nas dziś szaro
