OKI pisze:Nacięte ucho u miłego, bezdomnego kota niekoniecznie musi świadczyć o jakimś wykorzystywaniu systemu (choć nie neguję, że przypadki chodzą po... kotach), czy złej woli ludzi.
Ja tam wolę znaleźć kota (a zwłaszcza kotkę) z naciętym uchem, niż bez naciętego i zastanawiać się, czy kastrowane toto.
A ja się cieszę

że ktoś wykastrował swojego domowego kota za darmo oszukując, że jest kotem wolno żyjącym, czyli przy kastracji nacięto mu ucho, a operacja odbyła się za darmo (na talony z gminy lub w ramach działalności jakiejś fundacji).
Bo dla mnie najważniejszy jest cel - mniej kociąt i kotek z ropomaciczem, i ograniczenie rozprzestrzeniania się białaczki i kociego AIDS przez kontakty płciowe kotów niewkastrowanych (fachowo: FelV i FIV).
Cel dla mnie uświęca środki, sorry, mam dość obcowania z bezmiarem bezdomności kotów i psów.
W idealnym świecie gminy fundowałyby darmowe zabiegi kastracji dla kotów i psów wszystkim chętnym.
Bo nigdy nie wiadomo, czy domowy kot lub pies nie trafi kiedyś na ulicę i nie spłodzi kolejnych nikomu niepotrzebnych i umierających niepotrzebnie kociąt i szczeniąt.
Brawo wolontariusze za świetne wyniki w adopcjach
I brawo schronisko, że zaczęło wysyłać monity o wykastrowanie kociąt adoptowanych ze schroniska - sama taki monit dostałam, bo wzięłam kociaka we wrześniu 2015 na doleczenie.
Tylko kastracje wszystkiego, co się rusza, są w stanie zapobiec fali bezdomności.