GRUBCIA (i MAŁY)
W tej chwili ma około 20 lat i jest na zasłużonej emeryturze

.
To niesamowita kotka, która przyszła do nas prawie 9 lat temu.
Była wtedy w zaawansowanej ciąży. Moja mama ulitowała się nad nią i dała jej jeść. Wiadomo - kotka już nie miała zamiaru się stąd ruszyć. Jednak była bardzo nieufna i trudno jej się dziwić - potem poznaliśmy jej wczesniejsze losy:
mieszkała kiedyś parę domów dalej u starszej pani, jednak ta pani pewnego razu postanowiła się wyprowadzić, a kotka ... została. Na to miejsce przyszli inni ludzie z dwoma wielkimi psami. Można się tylko domyślać, co biedulka wtedy musiała przeżywać...

Uciekła zapewne co sił na drobniutkich nóżkach... Przez wiele lat tułała się po dzielnicy - nikt do końca nie wie ile razy była w ciąży, ile razy musiała się martwić o swoje kociaki ( a mamą była i jest wzorową), ile razy cierpiała głód...
W końcu trafiła do nas. Na początku zamieszkała w dużym stosie desek - tam miała swoje schronienie i wreszcie nie musiała się martwić o pełną miskę. Choć jeszcze przez długie miesiące chodziła do sąsiadki z bloku obok po rybę

. Zawsze przytaszczyła tą rybę do nas do ogrodu i wtedy zadowolona wcinała. W deskach też urodziła kociaka. Mały miał okropny koci katar - nic nie widział - na oczach okropne wrzody (wtedy jeszcze nie wiedziałam tyle, co teraz, nie wiedziałam, jak mu pomóc). Przemywałam mu je herbatą, kupiłam kropelki. Bywało lepiej... A Kocurek (to był ON) był naprawdę piękny i rósł na sporego kota (jak na drożdżach). Tak minęło kilka miesięcy. Zaczepiał Grubą do zabawy i sam ganiał po całym ogrodzie (choć był całkiem niewidomy).
Jednak po jakimś czasie zaczął coraz mniej jeść... aż w końcu w ogóle przestał, bardzo osłabł. Pewnego razu poszedł gdzieś i już nie wrócił...

Prawdopodobnie gdzieś spokojnie umarł, ponieważ był coraz słabszy.
W międzyczasie wybudowałam Grubci i Małemu budkę ze styropianu - mieszkali tam razem, póki nie zabrakło Małego. Potem Gruba mieszkała tam sama, przeżyła w niej dwie ostre zimy. O przyjściu do domu w ogóle nie chciała słyszeć. Nigdy do końca NIE zaufała. I w sumie ma rację, bo ludzie w większości nie są warci zaufania kota

.
Potem zbudowałam jej z moim tatą budkę z prawdziwego zdarzenia - ocieplaną styropianem i obitą płytami, pomalowaną. Gruba była zadowolona. Stopniowo przybliżała się do nas coraz bardziej, troszeńkę zaczęła ocierać się o nogi (ale tak szybciutko, żeby nikt nie zauważył)
Od kiedy była u nas kilka razy miała kociaki. Ja nie wiedziałam za bardzo nic o sterylizacji

. Wiele razy były one chore i nie przeżywały. Przedostatni miot, jaki urodziła liczył 7 kociąt. Przeżyło tylko jedno całkowicie zasmarkane KOCIĘ (To KIECKA

). Potem miała jeszcze jedne kociaki (dwa) zupełnie bielusieńkie - kocur i kotka

.
Za każdym razem, gdy zbliżał sięporód szukała sobie innego miejsca, niż budka (tam za często człowiek zaglądał). Kiecka wraz z rodzeństwem urodziła się pod ogromną plandeką. Przedtem kociaki rodziły się głównie w zakamarkach desek. Dopiero białe kotki urodziła w budce - nabrała juz trochę zaufania.
Po białasach było jakoś tak, że dowiedziałam się o zastrzykach i Gruba nie miała już więcej dzieci - na jej i nasze szczęście. Ostatecznie w sierpniu 2001 roku przeszła sterylizację. I tutaj PRZESTRZEGAM wszystkich przed zastrzykami hormonalnymi - nie dość, że grożą poważnymi powikłaniami, to są zupełnie NIESKUTECZNE

Grubcia ledwie przeżyła operację, bo okazało się, że miała martwe płody w brzuszku (wetka powiedziała, że jeszcze dwa tygodnie i ... ). Nie wiem, co mnie tknęło, żeby akurat wtedy iść z nią na sterylkę.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Choć Gruba jeszcze kilka dobrych razy odwiedziła wtedy weta, bo sobie szwy zdejmowała (nie pomagały kubraczki ani nic innego - to najbardziej CWANY kot, jakiego kiedykowliek widziałam)

. Dobrze, że rana szybko się goiła.
Długo znowu trwało zanim Grubcia nam po tej całej sterylizacji znowu zaufała...
W zimie 2003 roku (styczeń) Grubcia postanowiła się wprowadzić wreszcie do domu

. Cieszyłam się, bo skończyło się wieczne wynoszenie gorących butelek do budki i ... zapalenie korzonków

. A Grubcia ma dalej budkę, tyle, że kartonową i w ciepłym pokoju

.
Teraz Gruba to najszczęśliwszy kot pod słońcem (dosłownie - bo cały dzień na tym słońcu występuje - grzeje raz jeden boczek, raz drugi, a jak jej za gorąco - to idzie położyć się pod świerkiem albo na trawce

)
A zdjęcia dołączę, jak mi się uda skaner uruchomić...
