Pomysł Bercy jest z oczywistych powodów nie do przyjęcia.
ASK@ pisze:Jeśli to prawda to ja jestem ciekawa jak weryfikowano dom? czy były rozmowy? wizyta przed adopcyjna? Czy sprawdzono np na portalach społecznościowych jakieś ew ich wpisy? Czy jakieś namiary na ew swoich wetów podali?
Czy wydano kota tylko dlatego ,ze tak pięknie mówili i pisali? Dziś telefon, dziś kota.
ASK@, sama wiesz jak ludzie czasem potrafią być bardzo przekonujący i jeśli ktoś weźmie za dobrą monetę tylko to, co usłyszy to może zaufać. Mam swoje lata i doświadczenie (i życiowe i z kotami), nie daję się nabierać na ładne opowieści. Wiem o co pytać, najważniejsze wysłuchuję z tego, co między wierszami, nie śpieszę się.
Mam spore doświadczenia w adopcjach - domy dla swoich tymczasów przemaglowywałam zawsze na maksa. Nigdy się nie śpieszyłam, nigdy w grę nie wchodziła opcja - "dziś telefon - dzisiaj kot".
Najczęściej od momentu zgłoszenia się chętniej osoby do wydania kota mijało kilka ładnych dni, a częściej tygodni. Trafiły w naprawdę dobre ręce.
Ale to, na co można sobie pozwolić w domu czy w fundacji nie jest możliwe przy adopcji kotów schroniskowych

To zawsze był dla mnie mega-stres. Jako wolontariuszka miałam circa 0,5 godziny, na kontakt z chętnym na adopcję, na wyczucie jaki to człowiek (czy ludzie) i czy można im powierzyć kota.
W schronisku to nie wolontariusz jest gospodarzem czy osobą decyzyjną. Może pomóc, podpowiedzieć, poradzić, zniechęcać - i tyle. I bezsilnie patrzeć, że kota bierze ktoś, kto nie wydaje się idealnym domem.
Czasem były ewidentne sytuacje gdy ktoś z tego co mówił, zachowywał się itp. - nie pasował nam. Wtedy zniechęcałyśmy za wszelką cenę ("ten kot ma grzybicę, ten dzikus, ten nie lubi dzieci, a tak w ogóle to nie ma żadnego dla Pani, Pana etc."). Najczęściej się udawało, ale bywało i tak, że ktoś wkurzony leciał się skarżyć do dyrektorki, że nie chcą mu wydać kota. I kończyło się tym, że kota dostawał
Na szczęście przeważająca większość chętnych sprawiała dobre i bardzo dobre wrażenie i najpewniej koty trafiały do porządnych ludzi. Nie mam jednak złudzeń, że w każdym przypadku tak było

.
Od kilku lat nie mam kontaktu z naszym schroniskiem, ale cały czas uważnie śledzę, co się dzieję. I zawsze radość z informacji, że do adopcji poszedł kot X, Y, Z tłamsi mi lęk, że być może któryś z nich trafił źle, że dzieje mu się krzywda. I nic tu się nie da zrobić

.