Margarida1 pisze:gosiczek pisze:Tinka 07 - napisz proszę jak tam jodoterapia . Czy wszystko jest dobrze?
Ktokolwiek miał styczność z kliniką z Wiednia (dr Pagitz) i poddał kota terapii radioaktywnym jodem, bardzo proszę o informację czy poskutkowała. Mam kotka 10-letniego, zdrowego ( robione niedawno badania krwi - profil rozszerzony, echo serca + USG jamy brzusznej = wszystko w porządku, oprócz T4. Zdiagnozowano nadczynność tarczycy. Po USG tarczycy wyszło, że przyczyną jest gruczolak w lewym płacie ). Poczytałam na temat leczenia i doszłam do wniosku, że najlepiej zastosować leczenie radioaktywnym jodem. Z forum MIAU dowiedziałam się o dr Pagitz i o klinice w Wiedniu. Czy mogłabym uzyskać więcej informacji np. jaka jest forma kontaktu, procedura przywiezienia mojego kotka MONIA (czy musi mieć ze sobą świadectwo zdrowia = paszport), jakie są terminy i koszty leczenia. No i najważniejsze czy Waszym kotom leczonym metodą jodoterapii choroba całkowicie ustąpiła? Jak się po niej czuły? Bardzo proszę i pozdrawiam
Moja kotka Fela (od której zaczął się wątek) jest już prawie 14 miesięcy po terapii. Badania T4 sprzed dwóch miesięcy są w normie (pozostałe parametry również). Dzisiaj właśnie powtarzałam badanie krwi, nie mam jeszcze wyników, ale podejrzewam, że są w porządku.
Jeśli chodzi o nadczynność - u Feli ustąpiła całkowicie. Nie ma też żadnych problemów z nerkami, wątrobą czy sercem. Czuje się dobrze pomijając (niezwiązane z nadczynnością) problemy ze stawami i problemy (prawdopodobnie powypadkowe) neurologiczno/psychiczne (m.in. w ogóle nie korzysta z kuwety). Oczywiście te wszystkie problemy nie są związane w żaden sposób z jodoterapią, to prawdopodobnie skutki wypadku lub postrzelenia sprzed lat.
Co do samej jodoterapii - najlepiej kontaktować się z dr Pagitzem telefonicznie (angielski, niemiecki). W naszym przypadku, podczas jednej rozmowy omówiliśmy przypadek Feli i umówiliśmy termin zabiegu.
Kot powinien mieć aktualne badania krwi - T4, morfologia, biochemia (w związku ze znieczuleniem podczas zabiegu). Doktor zaleca też, aby kot, miesiąc, dwa przed jodoterapią zaczął brać metizol (chodzi o sprawdzenie czy nie ma ukrytej niewydolności nerek). Kilka dni przed zabiegiem metizol trzeba odstawić.
W związku z przepisami dotyczącymi podróży zwierząt po UE, kot powinien być zaczipowany, mieć paszport i ważne szczepienie na wściekliznę (co najmniej 30 dni wcześniej). W klinice tego nie sprawdzają (zapisali tylko numer czipu dla identyfikacji), jednak można zostać skontrolowanym podczas podróży, dlatego warto mieć wszystko w porządku.
W klinice kot przebywa około 3-5 dni po zabiegu, ponieważ jest niebezpieczny dla otoczenia. Nie można go w tym czasie odwiedzać. Jednak można mu dać posłanko, kocyk, miseczki, zabawki (nie gwarantują zwrotu). Sprawdzają jego "radioaktywność" i kiedy jest już na poziomie akceptowalnym, można kota odebrać.
Za zabieg i pobyt zapłaciłam 850 euro. Przy przyjęciu kota pobierają zaliczkę (nie pamiętam, chyba 200-300 euro). Podpisuje się też dokument zgody na terapię.
Co do organizacji wyjazdu - można jechać samochodem albo pociągiem (z Warszawy 8-9 godzin). My pojechaliśmy pociągiem - dwukrotnie, bo nie mogłam zostać w Wiedniu przez cały okres hospitalizacji Feli. Warto kupić bilety wcześniej, bo im wcześniej tym lepsze ceny i promocje. Pociągiem kot jedzie za darmo. W drodze do Wiednia (nocnym pociągiem) wzięliśmy sypialny, więc Fela spała ze mną w łóżku i miała podróżną kuwetę. Kiedy zabierałam Felę (pociągiem dziennym) wykupiłam dodatkową miejscówkę (bez biletu) i Fela całą drogę jechała na siedzeniu (w transporterze). Warto to zrobić, bo miejscówka jest dosyć tania i kot ma zagwarantowane swoje miejsce. Za każdym razem wynajęliśmy też pokój w hotelu na dobę, bo podróż w tę i z powrotem jednego dnia byłaby dosyć męcząca. Hotel niekoniecznie musi być blisko kliniki czy dworca, ważne, żeby był gdzieś na trasie metra.
Przy podróży pociągiem warto się zastanowić nad kupnem transportera w formie wózka - ja taki miałam i bardzo to ułatwiło przemieszczanie się na dworcach i w metrze. Wózek ma składany stelaż i odpinany transporter, więc w pociągu składałam stelaż i wrzucałam na półkę bagażową.