Zaokienne smarczą

Kropka przyszła kichając, zaglucone oczy. Biedronka niewiele lepiej, a i Makaremu ewidentnie brak chusteczki.
Na dodatek pojawiły się dwa obce kocury, wprawdzie Walduś już nie przychodzi ale za to jest Adolf (z wąsikami jak Hitler) i Urwistek ze skręconym uchem. I nasza banda chyba się ich boi, przestała nocować w swojej budce. Mam nadzieję, że mają ciepłą miejscówkę

, może na autokomisie im coś zbili. Położyłam im na parapecie futrzane poszewki, żeby przy jedzeniu nie siedziały na gołej blasze, bardzo im to się spodobało.
Z racji zaglucenia zadzwoniłam dziś do Doktora i uprzedziłam, że przyjdę po lekarstwa dla całej hodowli. Kiedy przyszłam czekała już na mnie torebka pełna tabletek (spokojnie na ponad tydzień wystarczy) a pytając o cenę dostałam odpowiedź, że to od Mikołaja.

Takiego mamy Doktora

Wieczór cała banda przybiegła i wchłonęła michę z lekarstwem, będę musiała przyjść rano przed siódmą, żeby nakarmić je przed otwarciem autokomisu - bedą jeszcze głodne i zjedzą wszystko co dam.
Miło było patrzeć, jak najedzone ciepłym jedzeniem koty duże i małe nabierają od razu radości i energii - mimo mrozu zaczęły się gonić wśród choinek, wskakiwać na pień bzu i szaleć jak małe kociaki. Gdyby się bardzo źle czuły, to chyba nie miały by tyle w sobie radości i siły? Mam nadzieję, że uda się szybko opanować choróbsko.