"Nie pobiłem psa, tylko pomogłem mu się ustatecznić.
Doceń to, tak jak i doceń , że zrobiłem to lekko.
Musiałem wstać z wersalki i zareagować.
Bo to gamoń jest. Kto to widział gonić za piłką wypełnioną żarciem.
Tak jakby jedzenia nie serwowali... "
Tak było.
Wstał, sieknął pazurami psa w łeb, po czym ze stoickim spokojem i dumą poszedł leżeć dalej.
A pies zaskoczony wrócił na swoje miejsce i ani nie śmiał odpowiedzieć mu na atak.
To dopiero jest kocisko.
Choć z drugiej strony to kochany jest i mu chyba to wybaczę, bo ogólne kontakty z psem są całkiem niezłe.
A sam Lucek jest cud miód.
Od dwóch dni mnie wygrzewa i wspiera w chorobie, bo niestety znów mnie zmogło.
Więc grzecznie pełni rolę poduszki, przytulanki i ocieplacza.
Tulimy się, miziamy , a jak lepiej się czuję to jest i czas na szaloną zabawę.
Znów przedpokój się przekształcił w placyk zabaw, dokupiłam trochę nowych zabawek, więc kocina się nie nudzi.
A jak patrzę na jego radość i szaleństwa to aż się lepiej czuję
