I dzisiejszy poranek bez żadnych efektów w łapaniu kotów, bo wczoraj prosiłam panią aby wieczorem sprzątnęła pojemnik z suchą karmą i dzisiaj zajeżdżam, a tam karma stoi i prawie wszystka wyjedzona, choć wczoraj rano nasypałam cały duży pojemnik po lodach. Z lekka wkurzona mówię pani dlaczego nie sprzątnęła wieczorem, a ona że go nie widziała, a stał na samym środku komórki gdzie zawsze jedzenie stawia kotom.
Oczywiście rozumiem, bo to starsza 87 letnia osoba i może nie zauważyć, ale ja też muszę wstać wcześniej rano, obrobić swoje pokaźne stado, dać leki chorym kotom, tracić paliwo a pani tylko miała sprzątnąć jedzenie.
Ustawiłam klatki i poczekałam w ganku trzęsąc się z zimna i po jakimś czasie nie widząc kotów odpuściłam.
Przeniosłam jedną klatkę do ganku, to może uda się pani zwabić jakąś kotkę i wtedy ma zadzwonić do mnie.
Jadąc z powrotem a właściwie ujechałam kilkadziesiąt metrów (10 numerów domów) patrzę po lewej stronie (jechałam po prawej) leży na drodze zabity duży czarny kot. Zjechałam na pobocze lewej strony i poszłam sprawdzić kotka.
Kotek był jeszcze ciepły, z pyszczka sączyła się krew ale był cały, duży, lśniący zadbany kot. Przeciągnęłam na trawę na poboczu i dzwonię do gminy. pani z gminy objaśnia, że ta strona należy do powiatu i żeby dzwonić do wydziały dróg w Pabianicach. dzwonię pod numer gdzie dzwonił już wcześniej i mam zapisany numer ale niestety nikt nie odbiera.
Kurcze myślę sobie, przecież to na pewno czyś kotek z pobliża i idę pytać. W jednym domu nie ma nikogo a w następnym widzę ludzi krzątających się koło domu. Pytam czy nie wiedzą kto może mieć czarnego dużego kotka bo leży zabity na ulicy a chłopak odpowiada, że oni mają o oby to nie była Z....a. Chłopak idzie za mną, pokazuję mu kotka a on do mnie
no niestety .
Zapytałam czy sprzątną kotka i odpowiedział że tak. Przyszła jego mama, wzięła kotka za tylne nogi i tak zwisającego główką w dół jak królika niosła w ostatnią drogę.
Takie to mam troski dnia codziennego.
