Na forum zarejestrowałam się teraz, chociaż to forum przeglądam już dłuższy czas. Zabrałam z ulicy kocurka w stanie ciężkim, okazało się, że ma ostrą niewydolność nerek. Gdy to wyleczyliśmy wyszło, że w jego pyszczku znajduje się polip. Tutaj sytuacja się komplikuje. Jedna z weterynarzy mówi, że Biały (kocurek) nie ma szans, że to nowotworowe i nie ma sensu nawet biopsji, bo to nic nie da robić ani też nie nadaje się do operacji. Podała mu dwa zastrzyki jeden przeciwbólowy, drugi to antybiotyk, teraz mam codziennie się stawiać w lecznicy na zastrzyki z Białym. Następnego dnia przyszliśmy tam i przyjęła nas inna weterynarz, powiedziała, że to polip i nie będziemy operować bo się wznowi i będzie tego jeszcze więcej, na temat biopsji powiedziała to samo co poprzednia doktor. Podała mu sterydy oraz antybiotyk i stwierdziła, że trzeba czasu, żeby zobaczyć czy dobrze podziałają, że wszystko zależeć będzie od tego czy się to zmniejszy i czy Biały będzie chciał jeść. Na dzień dzisiejszy to jest sinusoida z jego samopoczuciem i chęcią jedzenia. Ciągle się ślini i jest osowiały, ale apetyt akurat dzisiaj ma na szczęście. Poradźcie co robić? Skonsultować się z jakimś weterynarzem z innej kliniki? Może ktoś miał podobny przypadek? Wiem, że post długi, ale starałam się przekazać wszystko co potrzebne do zrozumienia sytuacji.
Biały ma jakieś 3-4 lata, to więc nie jest sędziwy kociak, tylko był bardzo zaniedbany, kiedyś na pewno miał dom, bo na to wskazuje jego zachowanie



